Wegetarianizm został już oswojony, choć jeszcze kilkanaście lat temu budził ogromne emocje, zwłaszcza gdy chodzi o stosowanie tej diety u dzieci. Trudno było znaleźć lekarza, który by nie straszył, że bez mięsa dziecko nie będzie się rozwijać prawidłowo; że narażanie jego zdrowia z powodów ideologicznych to co najmniej lekkomyślność, jeśli nie okrucieństwo. „Równie dobrze może się pani zdecydować na aborcję” – zdarzało się słyszeć ciężarnym wegetariankom od ginekologa. Za mało białka, za mało żelaza i witaminy D, a w efekcie niedobory, anemia, w skrajnym przypadku śmierć głodowa. Od rodziców, którzy domagali się w przedszkolach i szkołach bezmięsnej diety, żądano zaświadczeń lekarskich.
Dziś wegetarianie mają formalny glejt – oficjalne stanowisko Ministerstwa Zdrowia, według którego wegetarianizm praktykowany w prawidłowy sposób jest zdrowy na wszystkich etapach życia i nie należy pogłębiać uprzedzeń wobec tej formy żywienia.
Teraz na cenzurowanym znalazła się dieta wegańska, która oparta jest na produktach roślinnych: warzywach, owocach, kaszach, orzechach, a odrzuca składniki pochodzenia zwierzęcego; oprócz mięsa także nabiał czy jajka. Weganizm zyskał popularność w latach 60. XX w. jako ideowy manifest przeciwko dominacji człowieka nad naturą i bezwzględnemu eksploatowaniu zwierząt. Bywa jednak postrzegany jako dieta sekciarska, skrajnie ideologiczna i sztuczna.
– I tak jest o wiele lepiej niż kilkanaście lat temu, gdy zdarzył się przypadek sądowego ograniczenia praw rodzicielskich z powodu rzekomego weganizmu. Za granicą bywało podobnie. Zwykle okazywało się, że z weganizmem nie miało to nic wspólnego i nie chodziło o dietę, tylko o religijne oszołomstwo czy znachorstwo.