Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Człowiek z Kremówki

Kawiarnia literacka

Kanonizacja, kanonizacja i po kanonizacji.

W Krakowie na cokole jednego z niezliczonych polskich spiżowych świątków papieskich (typ „z rękami w górze”, jeden z popularniejszych) zamontowano elektroniczny zegar, który odliczał czas do historycznej chwili. Niestety, w momencie wyniesienia na ołtarze posąg nie wywinął hołubca, nie klasnął ani nie opuścił nawet rąk (na szczęście ich także nie załamał) – a szkoda. Byłby to cud w sam raz dla redaktor Katarzyny Kolendy-Zaleskiej, która niedawno strzeliła w „Wyborczej” długi tekst o tym, jak to w Rzymie nie potrafią kanonizować.

Polacy, mówi pani redaktor, chcieli więcej. Polacy chcieli się radować. A tu dwie godziny, szast-prast i po wszystkim. Do tego, dodajmy, pół na pół z Janem XXIII, więc wychodzi raptem godzinka na papieża. Chcieli poświętować, lecz, jak lamentuje pani redaktor, mogli tylko z tego poczucia niedosytu pójść na włoskie lody. Lody włoskie, wiadomo: sama woda, niskokaloryczne, w smakach niewiadomojakich, nie to co polskie, na maśle, z zasmażką.

Co ma zrobić taka niedoświętowana pielgrzymka polska? Jeno usiąść nad tym waflem i zapłakać, i zanucić żałośnie: Nad wodami Tybru – tam myśmy siedzieli i płakali, kiedyśmy wspominali imprezy kanonizacyjne w naszym powiecie, na piniach tamtej krainy zawiesiliśmy nasze papieskie chorągiewki, ej, chorągiewki...

Nie ma w Rzymie najwyraźniej żadnego kardynała, który wiedziałby, jak zorganizować wyniesienie na ołtarze tak, żeby podobało się Polakom. Prawdziwa polska kanonizacja (w Watykanie albo w Toruniu, bo dość już przesadzania z tą włoszczyzną) powinna wyglądać następująco: po pierwsze papież Franciszek przejeżdża papamobilem.

Polityka 20.2014 (2958) z dnia 13.05.2014; Kultura; s. 85
Oryginalny tytuł tekstu: "Człowiek z Kremówki"
Reklama