Niedawno w Poznaniu miejscowi artyści próbowali wznieść tęczę wyplecioną ze sztucznych kwiatów pochodzących z recyklingu. Dla niepoznaki tęcza miała mieć zaledwie półtora metra długości, miała również – w odróżnieniu od symbolu, którym posługują się mniejszości seksualne – nie posiadać sześciu barw. Na szczęście przeciwnicy tęczy nie dali się nabrać i skrzynki z kwiatami skopali. Ponieważ samych artystów nie skopali, ci próbowali kontynuować wyplatanie. Kres ich chuligańskiemu wybrykowi położyła dopiero interwencja policji, Zarządu Dróg Miejskich oraz wiernych z pobliskiego kościoła.
Tym razem się udało, ale raczej nie ma co liczyć na to, że przeżarte antypolskością i brakiem tolerancji środowiska homoseksualno-ateistyczne przestaną tęcze pleść. Przeciwnie – należy się spodziewać, że mimo narastającej fali modlitw i egzorcyzmów będą plotły dalej. Walka z tym zjawiskiem jest konieczna, chociaż coraz częściej słychać opinie, że nie można się ograniczać do kopania, podpalania i przewracania obcych nam kulturowo tęcz, ale że w odpowiedzi na nie należy wypleść coś swojskiego i typowo polskiego.
Kto wie, czy tym czymś nie będzie zapowiadany przez polityków PiS i środowiska narodowe wielki łuk triumfalny sławiący Bitwę Warszawską 1920 r. Pomysłodawcą łuku jest były satyryk, a obecnie bard prawicy Jan Pietrzak, któremu podobno idea łuku przyszła do głowy podczas pobytu w sanatorium. Błyskawicznie zawiązano komitet społeczny ds. budowy łuku. W specjalnej odezwie zwolennicy łuku zapewniają, że będzie on „symbolem prawdziwego odradzania się narodu i przebudzenia drzemiącego pośród nas Króla Ducha”. Żeby do przebudzenia doszło, łuk powinien posiadać stosowne gabaryty, dlatego padła propozycja, żeby połączył oba brzegi Wisły jako symbol jedności państwa.