Są tacy, którym ten lęk przeszkadza żyć. Jak Elżbiecie, która badanie ultrasonograficzne jamy brzusznej robi co dwa miesiące w poszukiwaniu guza nowotworowego. Jeszcze chętniej robi tomografię, ale nie zawsze udaje jej się dostać skierowanie, potrzebne nawet przy odpłatnym badaniu. Najmniejsze pogorszenie samopoczucia jest dla niej ewidentnym symptomem raka. Elżbieta miała 19 lat, kiedy o mały włos nie umarła i to z powodu banalnego zapalenia wyrostka robaczkowego. Na izbie przyjęć była już w stanie agonalnym. Lekarzom udało się ją odratować, ale lęk pozostał. I zogniskował się na chorobie nowotworowej. Na razie nie pomagają ani leki, ani psychoterapia. Elżbieta nie jest w stanie normalnie funkcjonować, pracować, nie może skupić się na niczym poza zagrażającym jej rakiem.
Paniczny lęk przed nowotworami dotyczy już tak wielu pacjentów, że psychiatrzy uznali go za osobną jednostkę chorobową. Przypadłość Elżbiety to kancerofobia, szczególna odmiana hipochondrii. Chorzy żyją w głębokim przeświadczeniu, że mają raka i zaraz umrą, zadręczają tą myślą siebie i najbliższych. Bez przerwy robią sobie badania, gdy nie udaje się im dostać skierowania, płacą. – Ludzie dotknięci kancerofobią rzadko udają się do psychiatry, bo naprawdę są przekonani, że grozi im śmiertelna choroba i szukają pomocy u lekarzy innych specjalności – mówi psychiatra dr Jolanta Berezowska.