9 maja 2014 r. był deszczowy. Z powodu parasolek trudno wymienić dziś z nazwiska wszystkich tych, co szli w kondukcie wzdłuż drogi krzyżowej, ale 2 tys. ludzi szło na pewno (zresztą można sprawdzić na YouTube). Chodzi o ceremonię pochówku serca ks. prałata Sylwestra Zawadzkiego, budowniczego największego na świecie Chrystusa Króla Wszechświata (52,5 m razem z kopcem).
Zwłoki pogrzebano kilkanaście dni wcześniej na cmentarzu komunalnym. Co do serca, prałat – inspirowany Mateuszowym „Gdzie skarb twój, tam serce twoje” – życzył sobie w testamencie, by spoczęło u podnóża dzieła swego życia, pod stacją XIV (Jezus złożony do grobu), symbolizującą zmartwychwstanie.
Jan Czachor, przewodnik po Chrystusie, jest pewien, że za sercem szło ze 130 księży z dekanatu, biskup diecezjalny Stefan Regmunt oraz liczni świeccy, w tym panie z sanepidu, prokuratury i urzędu miasta. Na tę okoliczność pozamykano nawet sklepy w mieście.
A teraz znów cała Polska używa sobie na Świebodzinie, gdyż została podważona legalność owej regionalnej beatyfikacji i nikt nie wie, co zrobić z tym faktem.
Fakty
Więc serce – zgodnie z ostatnią wolą prałata, sporządzoną w dwóch egzemplarzach z pieczęcią (jeden zdeponowany u biskupa, drugi w sejfie na zakrystii) – zamurowane w sześcianie z marmuru, tamtego deszczowego maja uroczyście przekazywano sobie z rąk do rąk przy każdej z czternastu stacji tak, by jak najwięcej zasłużonych prałatowi osób, w tym sponsorów, mogło dostąpić zaszczytu. Nawet postawni mężczyźni mówili, że było ciężkie okrutnie. Szkatułę złożono pod kamienną płytą przy „czternastce”, a arcybiskup prosił zebranych, by modlili się tu i przyprowadzali swoje dzieci. Zebrani przeżywali bardzo, nikt podśmiechujek nie robił.