Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Serce prałata

Spór o serce pochowane pod świebodzińskim Chrystusem

Ks. prałat Sylwester Zawadzki, budowniczy największego na świecie Chrystusa Króla Wszechświata (52,5 m razem z kopcem). Ks. prałat Sylwester Zawadzki, budowniczy największego na świecie Chrystusa Króla Wszechświata (52,5 m razem z kopcem). Bartłomiej Kudowicz / Forum
Księdza Sylwestra Zawadzkiego zawsze cechował monumentalizm. Zbudował największego Chrystusa na świecie, a przy okazji własne mauzoleum.
Miejsce pochówku serca prałata ZawadzkiegoTomasz Gawałkiewicz/Forum Miejsce pochówku serca prałata Zawadzkiego

9 maja 2014 r. był deszczowy. Z powodu parasolek trudno wymienić dziś z nazwiska wszystkich tych, co szli w kondukcie wzdłuż drogi krzyżowej, ale 2 tys. ludzi szło na pewno (zresztą można sprawdzić na YouTube). Chodzi o ceremonię pochówku serca ks. prałata Sylwestra Zawadzkiego, budowniczego największego na świecie Chrystusa Króla Wszechświata (52,5 m razem z kopcem).

Zwłoki pogrzebano kilkanaście dni wcześniej na cmentarzu komunalnym. Co do serca, prałat – inspirowany Mateuszowym „Gdzie skarb twój, tam serce twoje” – życzył sobie w testamencie, by spoczęło u podnóża dzieła swego życia, pod stacją XIV (Jezus złożony do grobu), symbolizującą zmartwychwstanie.

Jan Czachor, przewodnik po Chrystusie, jest pewien, że za sercem szło ze 130 księży z dekanatu, biskup diecezjalny Stefan Regmunt oraz liczni świeccy, w tym panie z sanepidu, prokuratury i urzędu miasta. Na tę okoliczność pozamykano nawet sklepy w mieście.

A teraz znów cała Polska używa sobie na Świebodzinie, gdyż została podważona legalność owej regionalnej beatyfikacji i nikt nie wie, co zrobić z tym faktem.

Fakty

Więc serce – zgodnie z ostatnią wolą prałata, sporządzoną w dwóch egzemplarzach z pieczęcią (jeden zdeponowany u biskupa, drugi w sejfie na zakrystii) – zamurowane w sześcianie z marmuru, tamtego deszczowego maja uroczyście przekazywano sobie z rąk do rąk przy każdej z czternastu stacji tak, by jak najwięcej zasłużonych prałatowi osób, w tym sponsorów, mogło dostąpić zaszczytu. Nawet postawni mężczyźni mówili, że było ciężkie okrutnie. Szkatułę złożono pod kamienną płytą przy „czternastce”, a arcybiskup prosił zebranych, by modlili się tu i przyprowadzali swoje dzieci. Zebrani przeżywali bardzo, nikt podśmiechujek nie robił. Dla Kazimierza Garncewskiego, tutejszego historyka, była to wręcz osobista życiowa klamra: jego ojciec, Zenon, wileński gimnazjalista, w 1935 r. szedł za sercem Piłsudskiego. Typowo europejska tradycja romantyczna, zainspirowana „Testamentem” Słowackiego.

Kiedy na stronie internetowej www.okolicenajblizsze pojawiła się wiadomość o śmierci prałata, został pobity rekord: w trzy godziny stronę odwiedziło 14 tys. osób. Miał prałat dużo szczęścia, odchodząc w Wielki Poniedziałek w godzinie Miłosierdzia Bożego, czyli o 15. Dyspozycje odnośnie do serca odczytano w kościele kilka razy podczas każdej mszy. Jan Czachor ma pewność, że słyszeli ją przedstawiciele właściwych organów, posiadający świadomość prawną. Może nie spodziewano się konsekwencji, skoro była wola człowieka i konkretne miejsce, które sobie ukochał? A dlaczego nie miałby, jeśli swoją wolę mógł wypełnić Chopin i Piłsudski? W końcu prałat nie planował pochować serca przy świeckim rondzie, ale na gruncie kościelnym. Przecież nikt nic nie zepsuł, nie zmarnował, defraudacji nie było.

Właściwe organy miały czas, by interweniować, że w kwestii pochówku nie ma dowolności. Wieczny spoczynek w grobie ziemnym, murowanym lub kolumbarium poza cmentarzem jest nielegalny. Ustawa dotyczy nawet prochów, których nie można rozrzucać zgodnie z wyobraźnią. Starający się o spoczynek niebanalny może uzyskać odpowiednią zgodę, ale w grę wchodzą tylko kościelne krypty. Najwyraźniej słuchacze wstydzili się napomknąć zawczasu o przepisach sanitarnych, by nie zakłócać podniosłego kontekstu.

Po odczytaniu woli nastąpiło nocne wystawienie ciała, celem pożegnania się z prałatem. Kobiety podchodziły na klęczkach, ale nie wystarczał im dotyk, gniotły rękawy sutanny, składając na rękach pocałunki. Wspominały, jak – wiele lat przed Chrystusem – prałat wybudował im sanktuarium, a ponieważ martwił się, że panie marzną w siedzenia, drewniane ławki obił tapicerką. Z miłości do prałata stawiały mu znicze na pustym grobie, pobudowanym na cmentarzu komunalnym po kolejnym zasłabnięciu na serce.

Więc czekano cicho, co będzie? Aż nastąpił donos.

Donos

Prawdopodobnie wypłynął od jakiegoś gówniarza nazywanego redaktorem, relacjonującego pochówek. Zapewne zakapował, że spełnienie woli prałata jest groźne epidemiologicznie i sprzeczne z prawem. Już nie było wyjścia, właściwe organa (w tym sanepid, policja i prokuratura) musiały sprowadzić sprawę z podniosłej do pochówkowej rozpatrywanej w dwóch aspektach: (1) zbezczeszczenie ciała (art. 262 kk), jakie miało miejsce podczas rozczłonkowania, gdyż nie było podstaw do sekcji, bo prałat umarł naturalnie podczas kolejnego zawału; (2) nielegalne złożenie serca do grobu.

Przesłuchiwany brat prałata, też człowiek niemłody, który niósł serce jedną stację, zapewniał policję, że narząd był oddzielony od ciała z szacunkiem przez dwóch lekarzy patomorfologów. Epidemia nie wchodzi w grę, osobiście odbierał serce z prosektorium w warunkach sterylnych. Bratu towarzyszył ksiądz proboszcz zaopatrzony w słoik ze specjalnego szkła.

Serce wielkości jabłka (może 6 deka) włożono do słoika i zaklejono klejem, też specjalnym. Po czym podjechali na warsztat, gdzie z metalowej rury zrobiono tubę, w którą włożono słój. Znów zaklejono dekiel. Następnie u kamieniarza całość włożono w trumienkę z czerwonego granitu. Posmarowano wieko klejem typu POXIPOL i przyciskano wedle wskazania 15 minut. Kamieniarz mówił do brata: – Bierz teraz młot i tłucz, nie ma prawa się rozlecieć. Następnie serce spoczęło na plebanii w oczekiwaniu na pochówek. Policjanci nawet podśmiechiwali się, że nic na to nie znajdą, znikoma szkodliwość społeczna. Zwłok przecież nie zbezczeszczono, nikt na nich nie siedział, nie grał w karty, nie pluł.

Już brat nawet nie wspomniał, że prałat stracił przy Chrystusie zdrowie, narażając to serce na liczne zawały.

Zawały

W związku z Chrystusem Królem Wszechświata prałat, rocznik 1932, męczył się osiem lat, słabnąc wielokrotnie, a w tym czasie parafianie już zbierali pieniądze na wieńce. Działo się tak zawsze, gdy ktoś czepiał się dokumentacji w związku z budową figury. Kiedy osoba Chrystusa stała już w połowie, wyczerpany znów trafił do szpitala. Odwiedził go brat, a prałat powiada mu taką historię: Już chce dać sobie spokój, już czuje, że nie podoła, aż po porannym obchodzie siada na łóżku z różańcem. Nagle staje nad nim postać w białej szacie i podaje mu rękę. Prałat przekłada różaniec z ręki prawej do lewej, żeby się przywitać, a postać do niego: Nie martw się, kończ budowę. Po czym znika.

Miał już w sercu niejeden stymulator, tak umiłował Chrystusa. Jest w Polsce ponad 500 miejsc maryjnych, jezusowych kilka, chciał przywrócić proporcje. A ponieważ od dziecka lubił murarkę, już jako kleryk marzył, by otrzymać parafię bez świątyni i ją wznieść. Oprócz figury, kosztem serca, zbudował dwa kościoły, cztery plebanie oraz kilkanaście kaplic (ulubionym kolorem prałata zawsze było złoto). Zatracał się w budownictwie. Przez 54 lata kapłaństwa tylko dwa razy był na trzydniowym urlopie, w dodatku u rodziny. W trzy dekady w celach budowlanych przejechał swoim mercedesem w123, zwanym Błękitek, milion kilometrów. Już miał wykańczać dom pielgrzyma pod figurą na 49 dwuosobowych pokoi. Nazywany w folderach Odważnym Budowniczym.

O siebie nie dbał. Kazimierz Gancewski widział się z prałatem tydzień przed śmiercią. Bardzo już wyeksploatowany. W wyblakłym kapeluszu, w sutannie bez guzików, po której widać było, że jadł na śniadanie jajecznicę i twaróg.

Ale miał gest. Kiedy obchodził 50-lecie kapłaństwa, zaprosił na trzy dni wszystkich żyjących kolegów ze swojego rocznika. Hojnie ich potraktował, wynajmując hotel i autokar. Większość już w domach starców, gdzie nie wolno mieć nawet pieska, podziwiała, że prałat to jeszcze ktoś – ma największego na świecie Chrystusa, do którego pielgrzymuje 800 tys. wiernych rocznie. Przy okazji kupują pamiątki dla siebie i rodziny, w tym obrazki z prałatem. Za życia przysiadał na krześle i składał na nich autografy. Pytał starsze panie: skąd przyjechały? Nawet w języku niemieckim. W najbliższej przyszłości planował zagospodarować Anglików poprzez audiogejty (automatycznych tłumaczy).

Co takiego – pyta Jan Czachor – zostawi po sobie Kuba Wojewódzki, kpiący z figury? Jaki produkt turystyczny? Czy miałby tyle odwagi cywilnej, żeby się podjąć takiej budowy? Uatrakcyjnić produkt drogą krzyżową, różańcową alejką, dróżkami dumania, bramą z napisem Chrystus Vinci, godłem Polski oraz Świebodzina. W przygotowaniu wodospad i rondo, obsługujące Chrystusa wraz z Tesco. W opinii mieszkańców pochówek serca to zbyt skromna wola prałata, nieproporcjonalna do tego, jak rozsławił miasto, zadziwiając świat. Może nie był kapłanem wybitnym, ale Stanisław August też nie był dobrym władcą, a zostawił po sobie Łazienki.

Właściwe organa miejscowe, posiadające świadomość prawną, zaczęły podrzucać jedna drugiej precedens z sercem prałata, chcąc uniknąć zarzutów o subiektywizm.

Rozpatrująca serce Prokuratura Rejonowa w Świebodzinie z uwagi na stronniczość przekazała sprawę do Zielonej Góry. Ta – z uwagi na nieobiektywizm spowodowany bliskim sąsiedztwem z Chrystusem – do Prokuratury Rejonowej Poznań Stare Miasto. Parafianie liczą na pozytywne rozpatrzenie pochówku, ponieważ w Poznaniu ma siedzibę ENEA, wspierająca prałata energetycznie.

Śledczy mają ustalić, czy ekshumować serce oraz ciało i ponownie je połączyć, czy uczynić wyjątek i zostawić w spokoju? Hamletowski dylemat. Udzielając sercu dyspensy, mogą uruchomić wyobraźnię ludzką. Umierający, powołując się na precedens, zaczną zamawiać w zakładach pogrzebowych pochówki wedle życzenia, np. zapragną część siebie zostawić nad rzeką dzieciństwa, gdzie łowili ryby z ojcem, na rondzie, pod ulubionym barem, w którym stracili wątrobę.

Przy sercu prałata pod czternastką wierni stawiają lampiony i pnącza w doniczkach. Tymczasowo na kamieniu jest tylko imię, nazwisko i graniczne daty. Pielgrzymki z całego świata, nawet z Kanady, pytają: dlaczego o właścicielu serca nie ma więcej informacji, kto to był? Jest w przygotowaniu cytat do wyrycia, sugerowany przez prałata w ostatniej woli (zaczyna się od słów: „Moje życie składało się z krzyży”), ale grawerka została wstrzymana do zakończenia sprawy. Jeśli wyrok okaże się nieprzychylny dla serca, wierni będą apelować. Tu już dzieją się cuda. Odkąd stanął Chrystus, wszędzie wokół nawałnice, a w Świebodzinie zawsze oaza ciszy, co potwierdzają nawet operatorzy dźwigów. Ludzie, widząc czarne chmury na niebie, nie ściągają nawet prania z balkonów. Zresztą prałat też miał moc. Kiedy doznał budowniczej wizji, by teren garażowy zagospodarować pod sanktuarium, zwrócił się z planem do wojewódzkiego architekta z Zielonej Góry. Odmówił, używając słów „po moim trupie”. Zmarł na zawał serca po miesiącu. Następca zgodził się natychmiast.

Zwolennicy serca będą powoływać się na te wszystkie czaszki w muzeach, na krew i włosy Jana Pawła. Fakt, prałat nie był święty, ale czy był nim Popiełuszko, gdy wyciągali mu kostki? A dlaczego nie czepiają się pochówków psów. Wsadzą w ziemię, ciut piachem przysypią i dobrze. Kazimierz Gancewski ma zakopanych w ogródku 12 kotów, trzynastego odwiózł do utylizacji i zdarli z niego 20 zł. Co z abortowanymi płodami, rękami ucinanymi przy wypadkach? Co z włosem Napoleona w Witaszczycach? Nawet Leszek Miller, za kapłaństwem nieprzepadający, w programie TVP1 wypowiedział się tak: Skoro ten pan (użył słowa pan) życzył sobie, chwała tym, którzy spełnili jego wolę. Dodał, że kiedyś jechał z Zielonej Góry obwodnicą i widział ten obiekt (użył słowa obiekt). Sugerował dać spokój.

Ale bardziej niż serce palącym problemem Króla Wszechświata jest obecnie świeże powietrze.

Powietrze

Otóż Chrystusowi, budowanemu metodą gospodarczą, brakuje wentylacji. Z tego powodu siatkobetonową konstrukcję atakuje od środka korozja. Jest obawa, że w przyszłości 440 ton runie na pątników. Prałat znów śni się parafianom zatroskany, jakby szeleścił papierami.

Polityka 39.2014 (2977) z dnia 23.09.2014; Społeczeństwo; s. 32
Oryginalny tytuł tekstu: "Serce prałata"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną