Tworzenie czarnych list to zjawisko świeżutkie, zaczęło się ledwie z końcem ubiegłego roku. Zwykle to anonimowe wpisy. Autorzy przedstawiają się jako byli pracownicy, ale też obecni albo potencjalni.
Człowiek ubiegający się o kierowniczą posadę dostaje do podpisu umowę o dzieło. Kelnerce proponują 5 zł za godzinę. Szef wyzywa od debili. Molestuje. Obowiązkowe nadgodziny. Przymusowe bezpłatne urlopy. Brak odzieży ochronnej. Obowiązki mijają się z treścią umów i ustaleniami z rozmów kwalifikacyjnych. Pracodawca nie płaci. Nie płaci. Nie płaci…
Wygląda, że to oryginalny polski wynalazek facebookowy. W sieciowych kategoriach sukcesu – hit z liczbą fanów około 200 tys. Porównywalny może z czarną listą zakupów, która od roku „prezentuje analizy składów umieszczonych na opakowaniach produktów oraz własne wnioski i opinie o nich” (blisko 195 tys. fanów). W krajach Unii wszelkie czarne listy przeważnie są zakazane – ochrona danych osobowych.
Założyciele kolejnych polskich forów nie mają wątpliwości, że działają w dobrej sprawie. Stanowczo chronią również swoją anonimowość. – Nie chciałabym, żeby mój pracodawca wiedział, czym się zajmuję po godzinach, bałabym się, że stracę pracę i trudno mi będzie znaleźć inną. Mówiąc ogólnie – pracuję w dziale HR – mówi założycielka strony z Krakowa i okolic. Wpadła na ten pomysł, gdy jedna z jej znajomych nie otrzymała wynagrodzenia, a w internecie był już pierwowzór – lista z Katowic. – Moja znajoma samotnie walczyła w sądzie, nie miała nawet gdzie się wyżalić.
O to w zakładaniu tych czarnych list chodzi: żeby było gdzie wylać rozgoryczenie, wściekłość, poczucie poniżenia. Ostrzec innych: nie szukajcie tam pracy. Sprowokować jakieś konsekwencje.