Społeczeństwo

Między buntem a obiadem

Sondaż „Polityki”: Między buntem a obiadem. Mamy nowy konflikt pokoleń

Czy różne pokolenia, generacje dzieci, rodziców, dziadków, rozumieją się, potrafią komunikować? Czy różne pokolenia, generacje dzieci, rodziców, dziadków, rozumieją się, potrafią komunikować? David Pereiras Villagrà / PantherMedia
Czy w Polsce dojrzewa nowy konflikt pokoleń? Czy ma on wpływ na polityczne życie kraju? W wyborczym sezonie postanowiliśmy to zbadać.
Socjologowie od kilku dekad zauważają, że w Polsce nie dochodzi do istotnego pokoleniowego konfliktu.Alamy/BEW Socjologowie od kilku dekad zauważają, że w Polsce nie dochodzi do istotnego pokoleniowego konfliktu.
Najstarsi są mocno prawicowi, tradycyjni i religijni, ale nie ulegają wszystkim konserwatywnym stereotypom na temat III RP i Unii Europejskiej.Ion Chiosea/PantherMedia Najstarsi są mocno prawicowi, tradycyjni i religijni, ale nie ulegają wszystkim konserwatywnym stereotypom na temat III RP i Unii Europejskiej.

Ostatnie zawirowania polityczne związane z wyborami prezydenckimi i pojawieniem się nowego bytu politycznego – ruchu Pawła Kukiza – zwróciły uwagę zwłaszcza na najmłodszych wyborców. Okazało się, że ich poglądy na sprawy kraju – dotąd dość lekceważone – nagle nabrały znaczenia, bo mogą skutecznie zmieniać scenę polityczną. Zwłaszcza że, jak pokazały majowe wybory, są oni skłonni iść do urn, zarówno w pierwszej, jak i, co było dla wielu szczególną niespodzianką, także w drugiej turze. Uaktywnienie się tego pokolenia może być zatem trwałe.

Jednocześnie pojawiły się inne pytania: czy różne pokolenia, generacje dzieci, rodziców, dziadków, rozumieją się, potrafią komunikować? Może za mało o sobie wiedzą, nie znają nawzajem swoich wizji rzeczywistości. Może pojawiły się oddzielne Polski, w których każda generacja pielęgnuje własne idee, przekonania, poglądy i przesądy, i że te Polski nawzajem się nie słyszą, nie widzą, do siebie nie mówią.

Wykształcenie a kariera

Postanowiliśmy sprawdzić te generacyjne Polski. Co sądzą o kilku ważnych sprawach i problemach, czy są między nimi istotne różnice? TNS Polska przeprowadził na zlecenie POLITYKI sondaż. Podzieliliśmy społeczeństwo na pięć grup wiekowych. Pierwsza to 15–24 lata, a więc liceum i całe studia – 40 proc. pełnoletnich osób z tej grupy poparło Kukiza, a nawet najmłodsi z tego przedziału będą mogli głosować w następnych wyborach. Druga grupa to 25–35 lat, wiek, w którym podejmuje się pracę, bierze kredyt, szuka stabilizacji, identyfikuje własny i grupowy interes; następny przedział to 36–50 lat, czyli wkroczenie już w pełną dorosłość, wiek największej aktywności zawodowej i rodzinnej, konsumowania dorobku, pełnej stabilizacji, kiedy ma się zapewne najwięcej do stracenia. Kolejna grupa to 51–64 lata, jeszcze mocno aktywna, ale już troszcząca się o to, co będzie na starość, o dorosłe dzieci i wnuki, ta generacja ma jeszcze jedną cechę: pamięta PRL i ma możliwość porównań. I ostatnia grupa wiekowa: 65 i więcej lat, czyli wiek seniorski, ludzie, którzy wciąż mogą być jeszcze aktywni, ale przeważnie już na emeryturze, to ci, którzy nie tylko pamiętają PRL, ale przeżyli w tamtych czasach większość dorosłego życia.

Co pokazał nasz sondaż? Oto może najbardziej charakterystyczny przykład, jak zbiorowa świadomość i postrzeganie rzeczywistości zależy od wieku i sytuacji życiowej (szczegóły na wykresach). Jedno z pytań sondażu brzmiało: Czy wyższe wykształcenie pomaga zrobić zawodową karierę? W najmłodszym pokoleniu 15–24 lata aż 70 proc. respondentów odpowiedziało, że tak. Ale już nieco starsi, czyli w przedziale 25–35 lat, byli znacznie mniej o tym przekonani, bo tylko 58 proc. odpowiedziało twierdząco. To zapewne różnica między teorią a praktyką: najmłodsi jeszcze są pełni nadziei, ale ci, którzy zetknęli się już z rynkiem pracy, są znacznie bardziej sceptyczni. W kolejnej grupie wiekowej natomiast wraca optymizm, znowu 70 proc. uważa, że studia pomogły ich karierze. Ale to już są „etatowcy”, wykształceni co najmniej kilkanaście lat temu, którzy wchodzili na rynek pracy, kiedy był on bardzo chłonny na nowe kadry, i te pozycje zajmują do dzisiaj – jak mogą sądzić młodzi – blokując je przed nimi. Ciekawe, że najbardziej przekonani o wartości wykształcenia są najstarsi respondenci, można to zapewne wyjaśnić tym, że kilkadziesiąt lat temu wyższe wykształcenie było naprawdę elitarne, poniżej 10 proc. populacji, a więc cieszyło się nieporównanie większym prestiżem niż teraz.

Duma z osiągnięć wolnej Polski

Bardzo interesujące były odpowiedzi na pytanie: Czy jest Pan/i dumny/a z osiągnięć Polski po 1989 r. Najbardziej dumne z III RP okazało się pokolenie 25–35 lat (57 proc. na tak), a najmłodsza generacja jest najmniej dumna (tylko 47 proc. twierdzących odpowiedzi). Czyli ci, którzy relatywnie niespecjalnie wierzą w siłę wykształcenia, wyraźnie bardziej doceniają dorobek wolnej Polski. Jak gdyby mimo wszystko dostrzegają szanse, jakie stworzyła nowa rzeczywistość, nawet jeśli jest ona trudna i nie zawsze sprawiedliwa w rozdzielaniu sukcesów i awansów. 40-latki w ocenie III RP są bliscy trzydziestolatkom, ale kolejna generacja 50-latków jest podobnie krytyczna jak najmłodsi. Za to „dziadkowie” znowu podzielają względny entuzjazm trzydziestolatków – 55 proc. jest na tak. Może ci, którzy mogą sobie dokładnie porównać tzw. realny socjalizm z III RP, są mniej krytyczni wobec niej niż ci, którzy żadnej skali porównawczej nie mają?

Wcześniejsza emerytura, aborcja

Zadaliśmy pytanie o emerytury: czy lepiej dłużej pracować i mieć wyższe świadczenia, czy krócej z niższą emeryturą? Tutaj spojrzenie różnych pokoleń było do przewidzenia. Niechęć do dłuższej pracy, nawet z wyższym świadczeniem, rosła wraz z wiekiem. Ale nawet wśród najmłodszej grupy aż 36 proc. zapytanych odpowiedziało, że wybiera wariant krótsza praca, niższa emerytura. Widać teraz, jak żywotny i politycznie wydajny to temat i jak wiele ugrały, nawet wśród najmłodszego pokolenia, te siły polityczne, które opowiadają się za obniżeniem wieku emerytalnego.

Blok pytań w naszym sondażu miał charakter bardziej ideologiczny, dotyczący spraw tożsamościowych, mocno dzielących polskie społeczeństwo. Zapytaliśmy zatem, czy aborcja powinna być całkowicie zakazana, bez żadnych, choćby dzisiaj przewidzianych przez prawo, wyjątków. W tym przypadku najsurowsze okazało się najstarsze pokolenie: 65 lat i więcej – aż 44 proc. opowiada się za zakazem bez wyjątków. Pozostałe grupy wiekowe dawały zbliżone deklaracje – dwadzieścia kilka procent było za całkowitym zakazem przerywania ciąży. Tu więc rodzice i dzieci mają zbliżone poglądy, ale dziadkowie mocno się od nich różnią.

Zamach w Smoleńsku, kult Jana Pawła II, integracja unijna

A czy pod Smoleńskiem doszło w 2010 r. do zamachu? Najmniej w to wierzy generacja 25–35 lat, najbardziej seniorzy po 65 roku życia – aż 42 proc. W innych grupach wiekowych pogląd o zamachu oscyluje wokół 30 proc. Niemniej na swój sposób szokujące jest to, że co trzeci Polak i blisko połowa starszych obywateli wierzy, że prezydent oraz inni pasażerowie tupolewa zostali zamordowani. Jeśli z liczących się sił politycznych tylko PiS pielęgnuje tę teorię, to oczywiste, że musi zgarniać z tego polityczne profity, bo ma w tej dziedzinie wyłączność.

Zapytaliśmy o polskiego papieża Jana Pawła II. Czy wciąż jest dla Polaków największym autorytetem? Dla 82 proc. najstarszych respondentów tak. Ale dla młodszych generacji także – od 69 proc. u najmłodszych do blisko 80 proc. pięćdziesięcio–sześćdziesięciolatków. Nie widać więc erozji uwielbienia dla JPII, choć jedna czwarta licealistów i studentów nie stawia go już najwyżej w swojej hierarchii autorytetów. Ale zwraca uwagę coś jeszcze, kolejny dowód na wybiórcze traktowanie przez polskie społeczeństwo prawd Kościoła: przy tak wielkim autorytecie Jana Pawła II zdecydowane poglądy antyaborcyjne nie są procentowo wcale tak powszechne, widać tu dużą dysproporcję.

A co z Unią Europejską? Czy Polska powinna coraz bardziej zacieśniać z nią związki, czy przeciwnie – rozluźniać, a może powinno zostać tak jak jest teraz? Tutaj najbardziej prounijna w badaniu okazała się młodzież oraz pokolenie 51–64 lata (odpowiednio 33 i 30 proc. za zacieśnianiem), a nieoczekiwanie relatywnie najmniej skłonna do dalszej integracji jest grupa 25–35 lat, ale w tej grupie aż 43 proc., najwięcej, opowiada się za tym, żeby było jak jest, czyli za status quo. Może jest w tym pokoleniu jakaś szczególna skłonność do zachowania istniejącego stanu rzeczy, aby tylko nie było gorzej? Widać jednocześnie, że przeciwko pogłębianiu związków z Unią jest dwie trzecie społeczeństwa, co znowu okazuje się politycznym paliwem dla eurosceptycznego PiS.

Polska do naprawy, samoidentyfikacja polityczna

I ogólniejsze pytanie, w gruncie rzeczy o to, czy „Polska jest w ruinie”, czyli czy wymaga kompletnej przebudowy, a może tylko naprawy? Najbardziej za „zasadniczą zmianą” opowiada się najmłodsza generacja, potem wyraźnie radykalizm maleje, by w pokoleniu 36–50 lat osiągnąć swoje minimum (23 proc. za zasadniczą przebudową), a potem znowu rośnie w okolicach wieku senioralnego. Jak widać, ok. 25–30 proc. polskiego społeczeństwa nie zgadza się na obecnie istniejący model państwa. Dużo to i jednocześnie mało, bo nie wydaje się to wystarczającym paliwem dla prawicowej rewolucji, jaką proponuje PiS. Ale zapewne część z tych, którzy chcą „pewnej zmiany”, też lokuje swoje nadzieje w tej partii. Odpowiedź „nie wymaga zmiany” przekonała tylko 12–14 proc. osób z przedziałów 25–35 lat oraz 35–50.

Na koniec zapytaliśmy o samoidentyfikację polityczną na osi lewica–centrum–prawica. Aż 58 proc. najmłodszego pokolenia nie potrafiło się na niej odnaleźć i wybrało opcję „trudno powiedzieć”. To tłumaczy, dlaczego wszelkie ideowe niespójności np. ruchu Kukiza nie robią na młodych większego wrażenia, oni są tacy jak Kukiz. To, co się jeszcze rzuca w oczy, to fakt, że najmłodsze pokolenie jest wyraźnie bardziej prawicowe niż lewicowe (przynajmniej tak się określa), a w następnych grupach wiekowych procentowy udział prawicowców jeszcze rośnie. Widać z tego, że młodzi po prostu chłoną wzorce od prawicowych rodziców i dziadków, a lewica ponosi właśnie spektakularną, co najmniej wizerunkową, klęskę.

Pomiędzy stabilizacja a zmianą

Jaki zatem obraz relacji pokoleniowych wyłania się z naszego badania? Poszczególne generacje próbują się odnaleźć pomiędzy szukaniem stabilizacji a chęcią zmiany. Widać pewną odrębność najmłodszego pokolenia, które jest jednocześnie pełne nadziei wobec własnych możliwości, ale też wykazuje cechy radykalizmu, stąd sukces Kukiza. Ich nieumiejętność określenia własnych ideowych proweniencji może utrudniać komunikację ze starszymi generacjami, choć bez przesady: tam też z takim autookreśleniem nie jest najlepiej.

Najstarsi są mocno prawicowi, tradycyjni i religijni, ale nie ulegają wszystkim konserwatywnym stereotypom na temat III RP i Unii Europejskiej. Młodzi są prawicowi, ale nie bardziej niż reszta społeczeństwa. Lewicowość, a przynajmniej taka identyfikacja, wyraźnie wyszła z mody i paradoksalnie najbardziej można jej szukać w najstarszym pokoleniu, gdzie prawica ma przewagę, ale też stosunkowo wiele osób określa się jako lewicowe; po prostu jest tam najmniej „niezdecydowanych”.

Młodzi zróżnicowani

Główna bariera pokoleniowa, jak się wydaje, zarysowała się przy ocenie dorobku Polski po 1989 r., i to na dość niespodziewanym froncie, niejako między młodszym i starszym rodzeństwem, czyli najmłodszymi i młodymi. Pokolenie urodzone w całości już w wolnej Polsce ma o niej najgorsze zdanie, a tylko niewiele starsi – najlepsze. Tu gdzieś jest jakieś zasadnicze pęknięcie: umowni bracia i siostry w różnym wieku mogą się zatem nie dogadywać. Można dostrzec też różnice w poglądach pomiędzy czterdziestolatkami do pięćdziesiątki a starszymi, choć jeszcze nie seniorami. Tych pięćdziesięciolatków, już witających się z okresem przedemerytalnym, cechuje pewne znużenie; jakby długo bronili sensu przemian i cywilizacyjnych osiągnięć nowego ustroju, ale się trochę zmęczyli i już nie są tak pewni swego zdania jak wcześniej.

Widać też jak na dłoni, na czym polegają ostatnie sukcesy PiS. Zbiera wszystkie wyraźne poglądy różnych pokoleń pod swoim sztandarem: deklaracje prawicowości, zakazu aborcji, obniżenia wieku emerytalnego, smoleńskiego zamachu, konieczności zasadniczej zmiany, niechęci do Unii. To stąd te trzydzieści kilka procent poparcia, ale też nie więcej. Zresztą PiS tyleż zbiera te poglądy, co je kształtuje, wieloletnia propaganda zrobiła swoje. Platformie Obywatelskiej i innym ugrupowaniom zostają odpowiedzi połowiczne, niewyraźne i niekonsekwentne: częściowa zmiana, raczej trudno powiedzieć. I chociaż tych „rozkojarzonych” jest w sumie wyraźnie więcej, nie udaje się z nich od dłuższego czasu wykrzesać poparcia dla jednej siły politycznej, zdolnej zablokować partię Kaczyńskiego. W efekcie siła polityczna, która zgromadzi nieco ponad jedną trzecią wyborców, może objąć rządy i zaprowadzić własne porządki, powołując się przy tym na „poparcie narodu”.

Porozumienie zamiast rewolucji

Pojawiają się głosy (m.in. Donalda Tuska), że w Europie ujawnia się teraz sytuacja podobna do tej, jaka spowodowała rewoltę w 1968 r. Wówczas spór pokoleniowy był bardzo silny i politycznie znaczący: konserwatywni, ustawieni w systemie, mieszczańscy rodzice kontra zbuntowane dzieci – bezkompromisowe w swoim odrzuceniu obowiązującej wówczas wersji kapitalizmu. Teraz także rośnie w zachodniej, a zwłaszcza południowej, Europie znaczenie zrewoltowanej, zwłaszcza w lewicowym kierunku, młodzieży. W Polsce tego napięcia nie ma o tyle, że we wszystkich pokoleniach zaznacza się rys konserwatywny. Jeśli PiS proponuje rewolucję, która ma doprowadzić do centralizmu kraju, omnipotencji państwa, silnych, kontrolujących wszystko organów władzy i wzrostu znaczenia Kościoła katolickiego w życiu publicznym, to taka koncepcja rewolucji w istocie odpowiada wielu w różnych pokoleniach.

Socjologowie od kilku dekad zauważają, że w Polsce nie dochodzi do istotnego pokoleniowego konfliktu. Różnice dotyczą stylu życia, ubioru, rozrywek, ale wszystko zrównuje specyficzny, wyznawany w różnym stopniu przez wszystkie pokolenia, tradycjonalizm, bliski nawet zdeklarowanym wyborcom SLD. Lewicowość w sensie zachodnim, a zwłaszcza lewicowy radykalizm, właściwie nigdy w Polsce nie miały specjalnego wzięcia. Dlatego nie ma mowy o sporze: prawicowi rodzice przeciw lewicującym dzieciom. Generacje mogą się różnić doświadczeniami, sytuacją ekonomiczną, ocenami poszczególnych zjawisk, ale nie przekłada się to na gwałtowny konflikt. Wszystko rozmywa się w rodzinności, tej specyficznej Polsce szwagrów i wujków. Młodzi Polacy zamiast buntować się i wychodzić na ulice (może z wyjątkiem spraw sieci), wolą się dogadać, porozumieć i znaleźć jakieś niezajęte jeszcze miejsce w społecznej tkance albo na emigracji. Zresztą, według badania, swoją sytuację materialną najczęściej opisują jako średnią, a poza tym częściej jako dobrą niż złą.

Narzekanie zamiast buntu

Ta polityczna „łagodność”, cechująca wszystkie pokolenia, tonuje najbardziej jaskrawe ekscesy politycznego radykalizmu. Ale jednocześnie sprzyja pełzającym procesom, choćby tzw. rewolucji moralnej, kontrrewolucji obyczajowej i „zmianie”, co proponuje prawica. Nawet jeśli nie ma tu spektakularnego poparcia, nie ma też gwałtownego sprzeciwu, a to konserwatywnej rewolcie wystarczy. W Polsce wiele politycznych zjawisk dzieje się w taki właśnie sposób: zwolennicy są zjednoczeni, a rozproszeni przeciwnicy nie potrafią stawić oporu. Ponieważ zarówno młodzież, jak i starsi jakoś specjalnie nie upierają się przy niczym, decydują ci, którzy mają konkretny plan. Widać tu jakąś inercję dużej części społeczeństwa, ideową nieruchawość, obojętność, brak wyraźnych poglądów. Pojawia się czasami jednorazowy zryw, ale najczęściej bez kontynuacji i konsekwencji.

Młodzi, którzy tak zaskoczyli przy okazji wyborów prezydenckich, nie są kosmitami. Paradoksalnie pozwolili sobie na ekstrawagancję, ponieważ w gruncie rzeczy czują się chyba bezpieczni. Wsparcie Kukiza, a nawet PiS, to zapewne maksymalny przejaw protestu, jaki dopuszczają. Na barykady nie pójdą, tak jak nie idą tam ich rodzice – można narzekać, ale nie czynnie się buntować. Jeśli się różnią, to po cichu. Tak aby nie psuć atmosfery niedzielnego obiadu.

Szczegółowe wyniki sondażu dostępne na interaktywnych wykresach

Polityka 30.2015 (3019) z dnia 21.07.2015; Temat z okładki; s. 14
Oryginalny tytuł tekstu: "Między buntem a obiadem"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną