Strażnicy dzieci
Dzieci jak kamikadze, czyli praca Pana Stopka na przejściu dla pieszych
Polska od lat jest jednym z najbardziej niebezpiecznych dla pieszych krajów Europy. Na naszych drogach ginie ich co roku ponad tysiąc. I to mimo kilometrów nowych, bardziej bezpiecznych tras i chodników, mimo ograniczeń prędkości, wszechobecnych fotoradarów i coraz surowszych kar. Czy coś jeszcze można zrobić?
***
Dzieci zwykle przebiegają na ukos, nie czekają na nikogo, nie rozglądają się na boki. Czasem też trafiają się ostrożne, które chcą, by je przeprowadzić, a w połowie drogi wyrywają rękę i biegną prosto pod samochód. Albo nie mogą się zdecydować, iść czy nie, bo samochody pomrukują silnikami. Spieszą się.
Te same dzieci, które przebiegają mu przez jezdnię jak kamikadze, Walankiewicz, zwany Panem Stopkiem, czasem widuje w roli pasażerów, za szybą samochodów. Ich rodzice spieszą się albo gadają przez komórki. I też nie widzą nikogo: na drodze, na przejściu, na poboczu.
Wedle statystyk dzieci w rolach pieszych kontra dorośli w rolach kierowców to teraz najpoważniejszy problem. Choć odsetek dzieci, które ucierpiały w wypadkach komunikacyjnych, spadł w ciągu pięciu lat o połowę, to liczba tych potrąconych na śmierć wciąż rośnie. Dorośli za kierownicami spowodowali w 2014 r. prawie 500 wypadków, w których dzieci były ofiarami. Na drogach zginęło ich ponad 80, ponad 50 miało od 7 do 14 lat.
W rzece aut
Jeszcze kilka lat temu, jak wspomina Walankiewicz, w Jarosławiu było bezpieczniej. Choć ruch był duży. Tuż przy gimnazjum przebiegała główna ulica miasta, dawna trasa międzynarodowa E22. Od granicy z Ukrainą ciągnęły tiry do Niemiec, w drugą stronę jechały naczepy pełne używanych aut. Korek zagęszczały osobówki z Przemyśla do Rzeszowa.