Drapanie pazurami. Tak najczęściej mówią o swoim życiu. Najpierw drapali, żeby wspiąć się wyżej. Potem już tylko, żeby się nie obsunąć. – Od zawsze jest trwoga o przetrwanie, niepewność jutra – stwierdza Anna, pracownica firmy ubezpieczeniowej, na samozatrudnieniu. – Ale jestem kobietą dojrzałą. Źle już znoszę to ciągłe wystawianie się na przetarg. To, że się ludzie ode mnie opędzają jak od muchy. Młodzi agenci mają jeszcze siłę i odporność, a mnie te odmowy osłabiają. Opowiada: od lat odgrywa entuzjazm. Jak wielu ludzi w jej firmie, ciągle w masce. Bilans życia wychodzi jej dodatni. Ale jak na włożony wysiłek – efekt jest taki sobie.
Żeby była praca
Prof. Sylwiusz Retowski, psycholog pracy i organizacji z Uniwersytetu SWPS, przywołuje wyniki badań swego magistranta, który badał sytuację w jednej z trójmiejskich korporacji. Zwolniła jedną trzecią pracowników. Doświadczenie okazało się bardzo traumatyczne nie tylko dla zwolnionych, ale także tych, którzy pozostali. „Ocaleńcy” odczuwali mniejszą satysfakcję z pracy i mieli złą opinię o firmie. Zwolnienia potraktowali jako nielojalność ze strony pracodawcy.
A to przecież powszechne polskie doświadczenie. Mało który naród ma za sobą coś takiego w takiej skali; najpierw wojna, PRL, żadnych oszczędzonych w rodzinach zasobów. Pokolenie później – w latach 90. – bezrobocie dobijające do 20 proc. i realna groźba utraty dachu nad głową, środków do życia, bankructwa. Realny lęk o siebie.
Różna jest indywidualna odporność na zawirowania. Badacze podkreślają, że model: „troszcz się sam o siebie” nie jest dla każdego.