Ewa Wilk: – Badania polskich nastolatków były prowadzone metodą etnograficzną, co kojarzy się z odkrywaniem dzikich plemion. Na czym ona polega?
Marta Byrska: – Na obserwacji codzienności ludzi, których chcemy zrozumieć. Etnograf poznaje swoich bohaterów poprzez wspólne działania, swobodne rozmowy. Nie sprawdza wcześniej założonej rzeczywistości. Często to dopiero w trakcie tzw. wyjścia w teren ukazuje nam się to, co dla badanych jest naprawdę ważne. Rzeczywiście, metoda została wypracowana przez antropologów do badania grup plemiennych i warstw ludowych. Ale dziś jest ona powszechnie używana; sprawdza się, kiedy np. chcemy zrozumieć, jak Polacy robią zakupy, oglądają telewizję, piją wódkę, korzystają z nowych technologii.
Czas badań gimnazjalistów przypadł na wakacje, więc spotykałyśmy się z grupami z różnych środowisk: kitesurferami z helskiego campingu, chłopakami z warszawskiej Pragi czy dzieciakami z podradomskiej wsi. Nastolatki oprowadzały nas po swoim świecie: po pokojach, po miejscówkach, swoim internecie; przesiadywaliśmy wspólnie na placach zabaw, w centrach handlowych, włóczyliśmy się po okolicy. Myślę, że innymi metodami trudniej byłoby zbadać np. nudzenie się. To, co się dzieje, gdy jedzie się z chłopakami na rowerach, o czym się wtedy gada, co wydarza się między słowami. Albo taka sytuacja: w czasie jednego ze spotkań trudno mi było dotrzeć do dwójki chłopaków – odpowiadali półsłówkami na pytania, czuli się skrępowani moją obecnością. Jedynym tematem, przy którym się ożywiali, był Counter Strike. Pomyślałam więc, że zamiast gadać, lepiej w to pograć. Poczuli się na tyle swobodnie, że mogliśmy pogadać również na inne tematy.
Czy odkryły panie jakąś nową generację?
Pokolenie czy generacja to terminy, do których mam dystans.