Lotnisko w Radomiu to jeden z najmłodszych portów lotniczych w Polsce, a już znalazł się w wąskim gronie nominowanych do Wydarzenia Lotniczego Roku. W konkursie branżowego portalu – pasażer.com, Radom zauważono w kategorii „Fiasko Roku 2015”.
Budowniczy radomskiego portu lotniczego uważają, że nominacja jest tendencyjna, a lotnisko ma swoje zalety. Można na przykład przyjść w poniedziałek i zapytać, o której godzinie następny lot, a miła pani w biurze informacji poinformuje, że o 14.40, ale gejty otwierają już o 12.40. I nie trzeba się śpieszyć, bo to będzie dopiero w piątek.
Radom to jedno z nielicznych lotnisk na świecie, które może otoczyć swoich pasażerów naprawdę kompleksową opieką. Największy lądujący tam samolot zabiera 78 pasażerów. A spółka zatrudnia 133 osoby. Trudno się dziwić, że oczekiwanie na każdego lecącego jest takie emocjonujące.
Niedziela 3 stycznia 2016 r.
Pierwszego pasażera widać już z daleka. Łatwo poznać, bo ciągnie sporą torbę na kółkach. Do przejścia ma spory kawałek, bo autobusy miejskie raz podjeżdżają pod lotnisko, a raz nie. Akurat teraz nie podjeżdżają. Pasażer rośnie w oczach. A kiedy już, już ma wejść do środka, rusza wreszcie lotniskowa machina.
Zaczyna się od komunikatu: „Uprasza się pasażerów o niepozostawianie bagażu bez opieki. W przypadku ujawnienia bagażu bez opieki prosimy o niezwłoczne powiadomienie służby ochrony lotniska. Pozostawienie bagażu bez opieki podlega karze administracyjnej”. Sytuacja jest trudna, bo na hali odpraw jest tylko jeden człowiek z bagażem i w zasadzie sam musiałby poinformować o pozostawieniu bagażu. Z drugiej strony przecież nie będzie wszędzie z nim chodził. Ale obsługa lotniska wydaje się wyrozumiała, tym bardziej że od pasażera z walizką dzieli ją kawałek brezentowej taśmy i kilka metrów.