Prezydenta Wałęsę widzieli tu dwa razy. Kwaśniewski tylko mignął w rządowej limuzynie. Komorowski bywał często, ale nikomu (na słowa „Przekażcie sobie znak pokoju”) ręki nie podał. Pan prezydent Andrzej Duda za to podaje wszystkim. – Może dlatego – zastanawia się Jadwiga Górska, gospodyni spod Maciejowic – ksiądz z Samogoszczy przyjął go jak swojego? Zaprosił na ambonę, poprosił, żeby powiedział kilka mądrych słów do narodu?
Co powiedział pan prezydent, Górska niestety nie pamięta. Za to, jak wszyscy w kościele, biła brawo. A potem wypatrywała, czy prezydent pójdzie do komunii. I poszedł. W ślad za nim żona i córka: przyjęli ciało i krew, pomodlili się i wrócili do ław. Znaczy: nie mają nic na sumieniu. Nie skrzywdzą Polski i Polaków. A już na pewno nie dworskich.
Dlatego dworscy – jak mówią o sobie (na pamiątkę stojącego w okolicy dworu Zamoyskich) mieszkańcy Samogoszczy i pobliskich wiosek, w tym Rudy Tarnowskiej, gdzie stoi prezydencka willa Promnik – są lojalni wobec władzy. Kucharki, pytane o prezydencki jadłospis, przykładają palec do ust. Leśnicy, którzy niedaleko Promnika mają szkółki sadzonek, zasłaniają się tajemnicą zawodową. Księża z Łaskarzewa, Samogoszczy i Wilgi, gdzie państwo Dudowie – rodzice – już przekazywali wiernym znak pokoju, nie chcą rozmawiać. Ci, do których jeszcze prezydentostwo nie dojechali, nerwowo czekają na telefon od BOR. Funkcjonariusz dzwoni pół godziny przed mszą, z krótkim komunikatem (ze względów bezpieczeństwa), żeby nikomu się nie chwalić.
Co innego po fakcie. Wtedy do lokalnych mediów trafiają informacje, że: w pierwszą niedzielę stycznia, kilka dni po imieninach Agaty, pani prezydentowa dostała od dworskich kwiaty, a prezydent wpadł po mszy na plebanię.