Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Ślady na śniegu

Ostatni kot na Spitsbergenie

Kesza, ostatni kocur na Spitsbergenie, mieszkańcom Barentsburga przypomina o ich rodzinnych stronach. Kesza, ostatni kocur na Spitsbergenie, mieszkańcom Barentsburga przypomina o ich rodzinnych stronach. Ilona Wiśniewska / Polityka
Zaśnieżony Barentsburg na Spitsbergenie zamieszkują w zgodzie Rosjanie i Ukraińcy z Donbasu. Żyje tu też słynny ryży kocur, absolutnie nielegalnie.
W latach 90. XX w. odmówiono kotom prawa pobytu na wyspie ze względu na zagrożenie wścieklizną.Ilona Wiśniewska/Polityka W latach 90. XX w. odmówiono kotom prawa pobytu na wyspie ze względu na zagrożenie wścieklizną.

Wcześnie rano w przykrytym świeżym śniegiem Barentsburgu z kominów unoszą się czarne dymy, a znad zamarzającego fiordu polarna mgła. W połowie kwietnia na Spitsbergenie – największej wyspie norweskiego archipelagu Svalbard – nadal trzyma kilkunastostopniowy mróz, mimo że słońce za kilka dni przestanie zachodzić na kolejne pół roku. To drugie co do wielkości miasto na wyspie zamieszkuje ok. 450 osób, głównie Rosjan i Ukraińców z Donbasu, którzy przyjeżdżają na dwuletnie kontrakty, a często zostają pół życia.

• • •

Stałe osadnictwo na tym skrawku zamarzniętego lądu zaczęło się na początku XX w. po odkryciu złóż węgla kamiennego. Kopalnia w Grønfjordzie, gdzie leży Barentsburg, zmieniała właścicieli z rosyjskich na holenderskich (to wtedy nadano osadzie nazwę na cześć odkrywcy Svalbardu) i w latach 30. XX w. z powrotem na rosyjskich. Odtąd jest własnością kompanii węglowej Trust Arktikugol. Po wojnie Barentsburg rozwijał się prężnie wraz z pozostałymi rosyjskimi osadami na wyspie (Piramidą, Colesbuktą i Grumant), szczycił wyższym niż w Związku Sowieckim poziomem nauczania, miał chlew na 700 świń, basen z morską wodą i szklarnię zaopatrującą miasto w świeże warzywa. Ci, którzy mieszkali tu jako dzieci, opowiadają, że w soboty na jednym z placów odbywały się targowiska, na które przyjeżdżali Norwegowie z oddalonego o 50 km, ale niepołączonego drogą miasta Longyearbyen. Kupowali futrzane czapki i samowary, a dzieci częstowali słodyczami. Dobrze się tu żyło, bo wszyscy mieli te życia jednakowe.

Zmiana przyszła nagle. Najpierw latem 1996 r. w największej katastrofie lotniczej na norweskiej ziemi zginęło 141 osób, głównie pracowników kompanii węglowej, którzy wracali z wakacji na Ukrainie na kolejny sezon, a ich samolot uderzył w zbocze góry przy podchodzeniu do lądowania.

Polityka 16.2016 (3055) z dnia 12.04.2016; Na własne oczy; s. 116
Oryginalny tytuł tekstu: "Ślady na śniegu"
Reklama