Joanna Cieśla: – Kobiecie trudniej jest zrobić karierę w nauce niż w biznesie czy życiu publicznym?
Ewa Łojkowska: – Trudności wszędzie są podobne, ale w nauce są bardziej widoczne, bo można wyraźniej zdefiniować kolejne etapy awansu naukowego – najpierw doktorat, potem habilitacja, profesura. I rzuca się w oczy, że na pierwszym etapie kobiet jest zdecydowanie więcej niż na kolejnych. Kobiety w Polsce, jak wiadomo, studiują częściej niż mężczyźni i także wśród doktorantów stanowią większość. W gronie pracowników uczelni ze stopniem doktora kobiety stanowią około 50 proc. Ale im wyższy etap, tym jest ich mniej. Wśród profesorów zwyczajnych – ledwie około 10 proc. Najczęściej tłumaczy się to wciąż jeszcze większym obciążeniem kobiet niż mężczyzn obowiązkami rodzinnymi.
Ale przecież to największe obciążenie przypada na czas, kiedy rodzą się dzieci – i robi się doktoraty.
Faktycznie, dziewczyny często rodzą dzieci w czasie robienia doktoratów albo wkrótce po ich uzyskaniu. I właśnie po urodzeniu postanawiają często odejść z nauki. Albo przerywają pracę na rok, dwa lata, trzy lub więcej. A im dłuższa przerwa – a coraz częściej decydują się na dłuższe przerwy – tym trudniej wrócić.
Kobiety robią dłuższe niż kiedyś przerwy związane z macierzyństwem?
Tak, kiedyś wracały do pracy po czterech–pięciu miesiącach. W ostatnich latach urlop macierzyński został wydłużony – to oferta, z której chcą skorzystać. Pewne znaczenie ma też poprawa poziomu życia w Polsce; wzrosły pensje – częściej niż kiedyś zarobki mężczyzny wystarczają na utrzymanie rodziny. A jednocześnie wymagania i obciążenia w każdej pracy się zwiększyły. Jeśli jedno z partnerów pracuje na 150 proc.