Badania nie pozostawiają złudzeń: im mniej pielęgniarek na oddziale, tym częściej umierają pacjenci. Najgorsza praca jest na internie. Pacjenci bywają wiekowi, fizycznie niesamodzielni i ciężcy. Do podłączania kroplówek, podawania leków i zastrzyków w standardzie dochodzi toaleta. Bywa misją ekstremalną, gdy z chorego wychodzą robaki, skóra ma kontakt z wodą po raz pierwszy od miesięcy. Ale na pediatrii i neonatologii też jest trudno. Obłożenie trzeba mnożyć razy dwa, bo czasem nie wiadomo, czy pomocy bardziej potrzebuje pacjent czy przerażony rodzic. Do tego małe dziecko nie mówi, co je boli, reaguje się po omacku. No i robota jest jubilerska – kto próbował wbić igłę w żyłę niemowlęcia, o grubości włosa?
Nic więc dziwnego, że pielęgniarki z Centrum Zdrowia Dziecka krzyczały najgłośniej. Choć z drugiej strony, pielęgniarki mówią, akurat tamte dziewczyny są ostatnie skłonne do strajkowania. Najlepiej wykształcone w kraju, mentalnie i emocjonalnie związane z pacjentami – bo lądują przecież u nich te największe nieszczęścia, zamieszkujące szpitalne sale czasem miesiącami. Ale też morale na tym froncie pikowało od dawna, atmosfera była napięta, relacje między pielęgniarkami a lekarzami i przełożonymi na części oddziałów, oględnie mówiąc, chłodne. Podobnie jak wszędzie – nie tak dawno przewodnicząca Forum Związków Zawodowych pielęgniarek Dorota Gardias przekonywała, że to niemoralne, gdy lekarz odmawia pracy za 10-krotność zarobków pielęgniarki.
Kotłuje się. Tylko w czerwcu, prócz Centrum Zdrowia Dziecka, strajki zapowiadały związki zawodowe w Zagłębiowskim Centrum Onkologii w Dąbrowie Górniczej (ostatecznie dyrekcja obiecała podwyżki i poprawę warunków pracy).