Emocjonalne wyznanie Jandy: „Gdyby lekarze nie pomogli mi z ciążą, nie żyłabym”. Pomoże sprawie?
Od momentu, kiedy w Sejmie znalazł się przygotowany przez Ordo Iuris projekt całkowicie zakazujący aborcji, w całym kraju odbywają się „czarne protesty” kobiet. Na 3 października zaplanowano ogólnopolski strajk, na wzór tego, który zorganizowały w 1975 roku Islandki.
Jako pierwsza napisała, a raczej przypomniała o takiej formie protestu, wybitna polska aktorka, Krystyna Janda. 24 września napisała na Facebooku: „To tylko taka propozycja. Niestety wśród kobiet polskich nie ma solidarności za grosz”. Zadeklarowała jednak, że do protestu się przyłączy, jeśli zostanie zorganizowany. Tak jak duża część jego uczestniczek: trochę bez wiary, że to coś zmieni. Bo jak przyznaje, boli ją niesolidarność kobiet i w nią nie wierzy.
Dziś zrobiła jednak coś o wiele bardziej znaczącego. Opowiedziała, nie nazywając ich wprost aborcją, o swoich „problemach z ciążami”. W wywiadzie z Konradem Piaseckim w Radiu ZET wyznała: „Dwa razy w życiu byłam w takiej sytuacji, że gdyby lekarze nie pomogli mi z ciążą, to bym nie żyła. Podejmowałam bardzo dramatyczną decyzję. Jeżeli zdarzyłoby mi się to w momencie działania nowej ustawy, to mnie by już nie było od 1980 roku na świecie”. Janda po pierwszym dziecku długo nie mogła zajść w ciążę. „Pojawiła się nagle ciąża, która wymagała natychmiastowej reakcji. Wsiadałam do samolotu, kiedy zemdlałam, przewieziono mnie na Inflancką – było już rozlanie i zatrucie. Utrata dziecka jest wielkim dramatem dla kobiety” – mówiła.
Poruszyła też drugi ważny wątek: badań prenatalnych. „W Polsce były robione w czwartym miesiącu ciąży, na wyniki czekało się do piątego miesiąca. Gdybym dostała te wyniki w piątym miesiącu ciąży, to nie znam kobiety, która by się zdecydowała na aborcję, ja w każdym razie bym się nie zdecydowała.