Joanna Podgórska: – Co to jest przemoc filosemicka? Bo brzmi dziwnie.
Elżbieta Janicka: – Filosemityzm jest ekspresją uczuć pozytywnych. Tyle tylko, że obiektem tych uczuć są wyobrażenia filosemitów na temat Żydów. Struktura identyczna jak w antysemityzmie. Wyobrażenia filosemickie też nie są niewinne. Żyd wyobrażony musi dać się lubić. Nie może mówić rzeczy nieprzyjemnych czy zadawać niesympatycznych pytań. Najlepiej zaś, jeśli wystawi swoim miłośnikom wzorowe świadectwo moralności. Konkretnie chodzi o to, by zdjął z nich odpowiedzialność za antysemityzm i współodpowiedzialność za Zagładę.
Mamy tu do czynienia z wymuszeniem czy szantażem emocjonalnym. Na tym polega przemoc filosemicka. Pod tą osłoną antysemityzm, ale też inne formy przemocy i wykluczenia, trwają i reprodukują się w najlepsze. Filosemityzm manifestowany w Polsce chętnie i w dużej skali sprawia wrażenie, że dokonała się zmiana społeczna. To blokuje istotną zmianę, a wręcz likwiduje poczucie, że jest ona konieczna.
Tomasz Żukowski: – W naszych wydanych właśnie badaniach „Przemoc filosemicka? Nowe polskie narracje o Żydach po roku 2000” pytamy, dlaczego wiedza o faktach nie prowadzi do refleksji nad zjawiskiem dyskryminacji, słowem, dlaczego ciągle mamy jako społeczeństwo kłopot z przemocą wobec obcych. Zwykle mówi się w tym miejscu o skrajnej nacjonalistycznej prawicy. Okazuje się jednak, że mechanizmy wykluczenia, podporządkowywania mniejszości i kontroli jej wypowiedzi działają także w środowiskach liberalnych i postępowych. Tam, gdzie nikt nie neguje ustaleń Jana Tomasz Grossa i historyków mówiących o współudziale polskiego społeczeństwa w Zagładzie.