W Bychawie od dwóch miesięcy mówi się o nim Pan Dżef. Chodzi o pułkownika Jeffa Williamsa, amerykańskiego astronautę międzynarodowej sławy, który podczas misji kosmicznej w czasie wolnym od zajęć dla NASA (bo chyba tak jak na Ziemi musi mieć ustawowe przerwy), pstryknął zdjęcie Bychawie z 4 tys. km w pionie i – gdyby nie stan nieważkości – usiadłby z wrażenia. Rozemocjonowany pejzażem wrzucił go na Instagram, gdzie uwiecznia najładniejsze landszafty widziane z wysoka, z dopiskiem, że czegoś podobnego nie widział nigdy w życiu.
Choć jako posiadacz rekordu Guinnessa w liczbie dni spędzonych w kosmosie (567), orbitujący od tylu lat, oglądał już z góry niejedno: mrozy Grenlandii, rafy Bahamów, smog nad Sierra Nevada, dymiącą Etnę. Na pewno mógłby powiedzieć, iż kula ziemska spowszedniała mu. A jednak.
Bychawa, przypominająca z wysoka obrazy kubistów, zaskoczona urodą własną, jak Miss Polonia po ogłoszeniu wyników, otrząsnąwszy się z szoku, zaczęła patrzeć na siebie samą jakby z perspektywy, dochodząc do wniosków, o których poniżej.
•
Wracając do Pana Dżefa.
Był początek lata, w gminie zaczynały kwitnąć kartofle, gdy Pan Dżef nad nią przeleciał i oniemiał. Na wspomnianym Instagramie pod bychawskim widokiem wyraził się następująco: „Nigdzie indziej na świecie nie widziałem jeszcze tak unikalnego szablonu w rolnictwie. Wygląda to bardzo płodnie i wydajnie”.
Dla uwypuklenia tego, o czym pisze, wrzucił banalne z wyglądu rolnicze pejzaże pól ryżowych w Tajlandii, osadę w boliwijskiej dżungli, jednostajne farmy kukurydziane w Ameryce. Był tak zaintrygowany, że poprosił śledzących go fanów na dole, aby pomogli znaleźć, gdzie na globie leży takie oszałamiające coś. (Widocznie zdjęcie robił z ręki, skoro nie znał współczynników położenia. A może był to tylko quiz?).
Zajęta nawożeniem Bychawa była całkiem nieświadoma, że właśnie polubiło ją 3 tys. cudzoziemców, niewiedzących jeszcze, jak się nazywa. Typowali: Qazvin w Iranie, Australia, wietnamski region Ca Mau, Indonezję, południowo-wschodnią Azję, Chiny, Kubę, Turcję, Izrael, a nawet planetę Mars. Użytkownik Nigel Johnson rozpoznawał na obrazku mnóstwo kapusty. Hazel Webb miał skojarzenie z tapicerką w londyńskich środkach transportu. Olivia z puzzlami. Ann śnił się ten olśniewający widoczek zeszłej nocy. Leo domyślał się, że ludzi uprawiających tę ziemię cechuje hart w podejściu do pracy.
Wreszcie Gavin McMorrow, prawdopodobnie kolega Pana Dżefa z NASA, zdemaskował, że to niejaka Bychawa, kraina leżąca w Europie, konkretnie w Polsce, ściślej w powiecie lubelskim. Pozycja kartograficzna: 50˚57'13N 22˚35'33E.
•
Dopiero z końcem września, gdy dojrzały buraki cukrowe, do Bychawy zaczął docierać ów sensacyjny news, że z kosmosu prezentuje się znakomicie. Wiceburmistrz Magdalena Kostruba o mało nie zignorowała wiadomości na messengerze przysłanej przez koleżankę. Był już późny wieczór, a ona, bardzo senna, potraktowała temat jako ciekawostkę.
Burmistrz Janusz Urban przebywał w tym czasie na urlopie letnim. Poinformowany o Panu Dżefie po powrocie zapytał tylko w biegu: Co się stało? Jaki kosmos? I podjął się służbowych przyziemności.
Tymczasem zaskoczona Bychawa zaczęła przyjmować gratulacje od bliższych i dalszych znajomych, porozrzucanych po wszystkich kontynentach. Stęsknieni za krajobrazami dzieciństwa rozpoznawali na zdjęciu własne podwórka, które opuścili przed laty. Jakich komfortowych – mówili – dożyliśmy czasów. Siedzisz przed komputerem w swoim pokoju tysiące mil od rodzonej gminy i masz ją przed sobą. Ten utęskniony Skawinek, Kosarzew, Zaraszów, Urszulin. Tę Wolę Gałęzowską, Starą Wieś Pierwszą i Drugą.
Wcześniej Bychawa nie miała międzynarodowych ambicji na taką skalę. Znana ledwie wojewódzko z festiwalu pierogów i mistrzostw w zjadaniu ich, do czego przygrywa corocznie uwielbiany tu Zenek Martyniuk z zespołu Akcent.
Jednej setnej tego co pierogi nie przyciąga festiwal upamiętniający noblistę Izaaka Singera, który rozsławił Bychawę opowiadaniem. Lokalnemu historykowi za artykuły o Singerze rewanżowano się wręcz buczeniem pod oknem. Obawiano się, że pod przykrywką festynu nachalnie i wbrew woli chce się Bychawę przeciągnąć na stronę mojżeszową. Bez Zenka Martyniuka nie miały szans zbilansować się finansowo także dni kultury celtyckiej, konotujące się z czarną magią. By nie eskalować nastrojów, burmistrz, choć celtycki meloman, zwykł kurtuazyjnie milczeć, pogodzony z efektem Zenka. Może Pan Dżef będzie impulsem do otwierania się na inne kultury?
•
Prawdę mówiąc, Bychawa była zdziwiona, iż wygląda tak pięknie, aż zgadującym, gdzie leży, nasuwała skojarzenia zagraniczne. Mówiło się nawet o wielkim hałasie o nic. Całe życie, od szkół po pracowitą dorosłość na roli, przemierzano tę szaradę poletek (jak się wyraził Pan Dżef) przetykanych miedzą, nie widząc w nich nic szczególnego. Bo cóż może tu zaprzeć dech w piersi? Oprócz kościoła, naturalnie. Pan Dżef uświadomił starszej generacji, że nigdy nie wzięła pod uwagę perspektywy, która zmienia postać rzeczy. Otóż chodzą w poziomie, co banalizuje krajobraz.
A młodsza Bychawa, choć dzięki uprzejmości Googla, od dawna ogląda samą siebie z wysoka, też do tej pory nie emocjonowała się sobą. Może z wyjątkiem 2006 r., gdy tutejszą dziewczynę utytułowano Miss Polonią, co – prawdę mówiąc – niczego nie zmieniło w bychawskiej egzystencji.
Zresztą od niedawna Bychawa jest cięta na wysokość. Uprzykrzają jej życie wynajęte samolociki fotografujące rolników w tempie tysiąc zdjęć na sekundę. Kontrolują, czy nie pryska się pól przed godziną 20, w porze nieodpowiedniej dla dobrostanu pszczół. Wystarczy, jeśli w kadr sprzed godz. 20 wejdzie przywiązany do jadącego traktora opryskiwacz. Nie interesuje kontrolerów, że rolnik zaopatrzył się w sprzęt zawczasu, by nie marnować paliwa na powrót po niego. Przysyłają zdjęcie z wysoka z dołączonym mandatem na 5 tys. zł.
•
Wracając do zachwytu Pana Dżefa. Po dłuższym namyśle dowartościował gospodarzy fakt, że ktoś z kosmosu dostrzegł ich trud. Ale – nie ma co ukrywać przed Panem Dżefem – wygląd z góry to jedna z niewielu zalet tutejszego życia, a rozdrobniony na skrawki pejzaż jest bajeczny dlatego, że ubogi. (Tylko na kimś wychowanym jak Pan Dżef w pejzażach gigantycznych płacht kukurydzianych może robić wrażenie).
Ten – trzeba to Panu Dżefowi objaśnić w historycznym kontekście – zachwycający go wycinek globu jest parcelowany od pokoleń. O ile zachód tutejszej części świata rozwijał się, ściągając do miast siłę roboczą, wschód będący pod rosyjskim zaborem dzielił ziemię wśród niemającego gdzie odpłynąć potomstwa, by zapewnić mu byt.
Stąd – tego Pan Dżef zapewne nie wie – Bychawa jest przywiązana do ziemi nawet za mocno. Nie raz burmistrz – to też należy uczciwie powiedzieć – zmuszony jest kanalizować spory o miedzę. Bo chłop chciałby zagospodarować każdy centymetr, tymczasem lokalne drogi szerokości trzech metrów wytyczano w latach 60. Zmieściła się furka z konikiem, pług i ciągnik Ursus. Skok cywilizacyjny w kombajnach sprawił, że zajeżdżamy wzajemnie swoje zagony, nie mając innego wyjścia. Choć burmistrz przemawia do zdrowego rozsądku, czasem nie wytrzymuje się emocjonalnie, sięga po grabki i siekierki.
Niech Pan Dżef wie też, że mógłby takich widoków nie zastać, gdyby nie tutejszy upór. Otóż Unia chciała pozbawić Bychawę miniaturowych poletek poprzez ofertę centralizacji. Unii chodziło o to, by odpowiednio zaprogramowane samopilnujące się maszyny mogły swobodnie manewrować na dużych obszarach, zamiast zużywać energię na wywijanie w lewo i prawo. Tutejszy posiadacz kilku hektarów w dziesięciu kawałkach nie rozdrabniałby się nieergonomicznie na dojazdy do każdego.
Choć Unia dawała wielomilionowe dotacje na zebranie ziemi do wspólnej puli i podzielenie jej od nowa wedle przysługującego metrażu, odmówiono kategorycznie. A skąd pewność, że nie wykiwają? Czy chłop dostanie w zamian parcelę tak urodzajną jak ta po ojcach? Sprawdzoną. Czy obrodzi w odpowiednią ilość ziemniaków, gdyby zaistniała taka potrzeba? Bo Pan Dżef, jako amerykański pułkownik misji kosmicznych, najlepiej wie, że czasy zapowiadają się nie najlepsze. Poza tym Bychawie to unijne scalanie kojarzyło się z kołchozem, a co za tym idzie – Sowietami.
Na jednym z ostatnich zebrań sołeckich jeden z gospodarzy, nawiązując do aktualnych wydarzeń, upewniał nieprzekonanych, że stawiając centralizacji opór, zrobili dobrze. Jakby to teraz wyglądało z kosmosu?
•
Bychawa była zniesmaczona, że nawet na tak duże wyróżnienie dla ojczyzny rozlał się hejt. Komentowano, że promujemy się biedą; dziadostwem jest szczycić się takim zacofaniem; robić sobie reklamę z mało efektywnego rolnictwa, kiedy to chłop wyjeżdża do każdego kawałka poletka po to, by obrobić go w 20 minut, i gonić do następnego; co to za zaszczyt jarać się tym?; chyba że ma się kompleksy i potrzebę bycia zauważonym jakkolwiek; że z perspektywy amerykańskiej na takich skrawkach mogą być opłacalne tylko konopie i opium. A poza tym zdjęcie jest przekręcone, bo nie ma północy na górze.
Hejtujący chcieli Panu Dżefowi dać do zrozumienia, iż polska wieś taka piękna nie jest. Chyba że z daleka. Być może to robota kogoś zazdrosnego z Włodawy, który próbował Panu Dżefowi wcisnąć swój amazing little town.
Bychawa grzecznie odpisała astronaucie, że miło jest jej wisieć na jego Instagramie w sąsiedztwie pejzaży tak zacnych jak Wielki Kanion, Kolorado oraz Himalaje. Dociera do niej powoli znaczenie awansu, jaki uczynił Pan Dżef, wartego więcej niż niejeden kredowy folder o urokach tej ziemi, kartkowany tylko we własnym gronie. Na promocji, która spadła z nieba, zaoszczędzono kilkaset tysięcy.
•
W tym kontekście mówi się w Bychawie o roli przypadku, gdyż to on zadecydował o wydarzeniach tamtego dnia. Złożyło się nań kilka czynników. Zapewne Pan Dżef, oblatujący glob 16 razy na dobę, miał ustawową przerwę od służbowych obowiązków, gdy spojrzawszy w okienko, dojrzał idealne warunki atmosferyczne, co skłoniło go do sięgnięcia po aparat. Akurat przelatywał nad Bychawą. Branżowy serwis twojapogoda.pl odnotował wówczas, że po lubelskim niebie płyną leniwie niewielkie obłoczki kłębiaste, a temperatura waha się w okolicach 30 stopni.
Rozstrzygająca okazała się również pora roku. Był późny czerwiec, w Bychawie widzianej z góry feeria barw. Zieleń zbóż, żółć kwitnącego rzepaku, fioletowa biel kartofli, przez które gdzieniegdzie prześwitywał brąz gleby. Panu Dżefowi, pewnie stęsknionemu za domem, widok mógł przypomnieć kołdrę w kratkę.
Na razie nie widać natłoku obcokrajowców. Jedynie pojedyncze rajdy PCK. Za to zauważono więcej telefonów. Niektórzy podejrzewają reżyserię. Nie dowierzają, że tak atrakcyjnie z kosmosu mogą prezentować się grunty rolne. A gminny pracownik PR właśnie powrócił z Warszawy, skąd przywiózł uprawnienia na służbowy dron. Bo byłoby niefrasobliwością burmistrza nie pociągnąć tego wątku. Może jakieś logo z napisem „Miejsce Kosmiczne”? Jakieś zwiedzanie z paralotnią?
Po pięciu miesiącach na orbicie Pan Dżef w kapsule powrotnej zszedł na Ziemię. Niestety, na stepie w Kazachstanie.