Artykuł w wersji audio
W Gdyni przeprowadzono eksperyment, który polegał na niekorzystaniu przez trzy doby z telefonu komórkowego, internetu, komputera, a nawet telewizora. Uczestnicy, 12–18-latki, miały w tym czasie prowadzić dzienniki, wybrać się z przyjacielem do kawiarni. „Minęło zaledwie pół godziny, a ja już kilka razy odruchowo chciałem sięgnąć po telefon” – zanotował na starcie uczeń podstawówki. „Obudziłem się ciut rozdrażniony, ale moim zdaniem to nie jest kwestia bycia offline”. Gimnazjalistce też nie było łatwo: „Z tak wielkim trudem jeszcze nigdy nie wyłączałam telefonu. Strach – sama nie wiem czym spowodowany. To jest chore, żeby bać się wyłączyć wszystko”. Licealista dostrzegł pewne plusy: „Czuję się zwolniony z obowiązku ciągłego odpisywania komuś bądź sprawdzania telefonu, czy nikt nie napisał. Śmieszne jest to, że nikt nie każe mi odpisywać, a jednak czuję się w pewnym sensie zobowiązany”.
Sprytny, przebiegły, inteligentny
POLITYKA pisała o eksperymencie „Poz@ siecią” w artykule poświęconym wakacyjnym wyjazdom bez dostępu do internetu (nr 28/16). Gdyński 3-dniowy detoks z udziałem setki uczniów był dopełnieniem szerokich badań poświęconych fonoholizmowi, czyli nałogowemu korzystaniu z telefonów komórkowych. Dziś są one najczęściej miniaturowymi komputerami połączonymi z internetem. Takimi urządzeniami dysponowało 92,4 proc. z ponad 22 tys. badanych nastolatków. W projekt włączono też blisko 3,5 tys. nauczycieli z całej Polski.
Szkolne hole podczas przerw też wyglądają dziś inaczej niż wtedy, gdy nauki pobierali rodzice aktualnych uczniów. Typowy obraz to dzieciaki podpierające ściany i zawzięcie grzebiące w smartfonach. – Albo grają, albo coś sprawdzają, nie rozmawiają ze sobą – mówi Lucyna Domska, nauczycielka i wicedyrektorka w jednej z gdyńskich szkół. – Dla nich życie bez smartfonów nie istnieje. Mają je włączone całą dobę, sprawdzają w nocy. Mam wrażenie, że boją się wykluczenia z grupy, chcą być nieustannie dostępni.
Inna nauczycielka, prywatnie mama licealisty, dodaje, że dziś dzieciaki nie szturchają się na korytarzach, ale upokarzają na forach, wykluczają z grona znajomych na fejsie. Bliskie związki nastolatków z posiadanymi urządzeniami oddają rymy jednej z uczestniczek gdyńskiego eksperymentu. Fragment „Ballady o telefonie”: „Samsung, iPhone, Huawei/Każdy cieszy się, że hej!/ Nokia, Sony, HTC/Każdy z nas dziś pograć chce!/Facebook, Snapchat, Instagram/on gra, ty grasz i ja gram/W domu, w szkole, w samochodzie/Każdy smartfon jest na chodzie/Rano, w nocy i wieczorem/I gdy zdrowym, i gdy chorem (…) Telefon upięknia dziś twój świat,/Lecz nie wypuszcza cię zza krat”. A w „Odzie do komputera” czytamy: „Tyś był ze mną od początku/w każdej dziurze i zakątku. Ty obok mnie zawsze istniałeś/I tyle szczęścia mi dałeś/(…) Tyś tak pozmieniał ludzkie życie/Że bycie bez ciebie to wcale nie bycie”.
Zdaniem kierującego projektem dr. Macieja Dębskiego, socjologa z Uniwersytetu Gdańskiego, założyciela Fundacji Dbam o Mój Z@sięg, nastolatki darzą swoje urządzenia mobilne uczuciami. Pytane o to wprost, zaprzeczają, ale gdy mają opisać swój smartfon, używają określeń stosowanych do ludzi: sprytny, przebiegły, inteligentny, kobiecy. – Mówią, jakby ten telefon był jakąś przyjaciółką – konstatuje Lucyna Domska. – My, starsi nauczyciele, widzimy, że tracą kreatywność, że gdy nie ma telefonu, to nie znają alternatywy, jak zagospodarować czas. Dostrzegamy problem, ale nie do końca wiemy, jak sobie z nim radzić.
Zasypani esemesami
Dębski nieprzypadkowo jako adresatów swojego raportu na pierwszym miejscu wskazał rodziców. Ich postawy były dla niego największym zaskoczeniem. Często kupują dzieciom telefony najwyższej klasy, ale rzadko z nimi rozmawiają na temat zasad korzystania z tych urządzeń w domu, szkole, miejscach publicznych. Co drugi badany nastolatek twierdził, że takich rozmów nigdy nie było, co trzeci, że zdarzały się sporadycznie. – Nie spodziewałem się tak dużej bierności rodziców i tego, że poziom savoir-vivre’u będzie aż tak niski – mówi Dębski. – Myślałem, że w polskich domach panuje więcej zasad.
Młodzi używają telefonów, gdzie się da. Aż 28,4 proc. robi to w sposób nieograniczony także w trakcie spotkań z przyjaciółmi. Trzech nastolatków na dziesięciu uważa, że w sposób dyskretny można operować smartfonem podczas wspólnych rodzinnych posiłków, blisko co drugi, że w trakcie zajęć lekcyjnych w szkole. Większość źle postrzega używanie go w kinie i teatrze oraz notoryczne odbieranie połączeń, wysyłanie wiadomości podczas rozmowy twarzą w twarz. Ale jest grupa 10–20 proc., którym żadne z tych zachowań w ogóle nie przeszkadza.
Może brak rozmów nie byłby takim problemem, gdyby rodzice świecili przykładem. On działa najlepiej. Jeden z uczestników „Poz@ siecią” pisał: „Nie rozumiem dorosłych! Mają wąty do nas – MŁODZIEŻY, że jesteśmy uzależnieni! Że za dużo czasu poświęcamy telefonom. A gdy są w domu z własnymi dziećmi, siedzą na FB. Niektóre dzieci są uzależnione, bo patrzą na swoich rodziców! To wszystko dla mnie jest chore!”.
Jak często, kupując dziecku smartfon, rodzice kupują sobie święty spokój od dziecka? O tym, że tak bywa i zaczyna się już wtedy, gdy dziecko jest małe, świadczy raport Fundacji Dzieci Niczyje. Z „zabawek” w postaci laptopa, tabletu czy smartfona korzystało 64 proc. dzieci w wieku od 6 miesięcy do 6,5 lat (w najstarszej grupie – 84 proc.). Co czwarte posiadało własne urządzenie mobilne. Innym rodzice użyczali swojego. Zwykle wtedy, kiedy chcieli się zająć własnymi sprawami. Stosowali to jako rodzaj nagrody, zachętę, by dziecko zjadło posiłek oraz środek ułatwiający zasypianie (według lekarzy nie ułatwia, a utrudnia).
Na etapie dorastania to się niewiele zmienia. Smartfon i dostęp do internetu nadal pozostają elementem systemu nagród i kar. Jednocześnie jest on dla rodziców narzędziem monitoringu dziecka poza domem. Pokazał to eksperyment „Poz@ siecią”. Niektóre matki były przerażone brakiem łączności z synem czy córką. Były wśród nich takie, które choć wiedziały, że dziecko jest na lekcjach, miały zwyczaj w tym czasie dzwonić albo słać esemesy z pytaniami: co robisz?, co słychać? Dr Dębski nie potrafi odpowiedzieć, czy kryła się za tym chęć kontroli, nadopiekuńczość czy brak czasu na kontakty w realu. Dzieci niekiedy były tym zmęczone.
Oktawię Gorzeńską, dyrektorkę gdyńskiego gimnazjum nr 1, w którym młodzież sama wpadła na pomysł, żeby wydzielić strefę wolną od telefonów komórkowych, niepokoi inne zjawisko: nawet wtedy, gdy wszyscy przebywają w domu, rodzice wysyłają dzieciom esemesy z jednego pomieszczenia do drugiego, zamiast normalnie pójść i porozmawiać. – Przerażający trend. Uczniowie dość często o tym mówią – relacjonuje Gorzeńska. W badaniach też to wyszło. Bezpośredni kontakt, prócz esemesa, zastępuje telefon albo wiadomość na portalu społecznościowym. Doświadczyła tego połowa ankietowanych nastolatków. – Ogólnie z komunikacją w wielu rodzinach jest słabo – mówi Lucyna Domska. – Rodzice nie rozmawiają, tylko odpytują z pobytu w szkole. A potem mówią: idź się ucz. Jedna z uczennic nazwała to odpytywanie „wypełnieniem obowiązku”.
Lepszy nałóg
Maciej Dębski uważa, że do eksperymentu, ponieważ był dobrowolny, nie przystąpiła młodzież najbardziej uzależniona. Zastanawia się, w jaki sposób poprawić rekrutację, bo planuje kolejny detoks, tygodniowy. Z badań ogólnopolskich wyszło mu, że fonoholizm dotyczy ponad 12 proc. nastolatków. Nie są oni w stanie normalnie funkcjonować bez komórki. Nocą muszą ją mieć w zasięgu ręki. Gdy nie śpią, ciągle sprawdzają, czy nie ma jakiegoś powiadomienia. Nie mogąc odebrać rozmowy czy odpisać na wiadomość, odczuwają niepokój, rozdrażnienie. – Porównuję e-uzależnienia do cichego zabójcy, jakim jest cukrzyca – powiada Dębski. – Negatywne skutki są bardzo mocno odroczone w czasie. Parę lat musi upłynąć, żeby pojawiła się krótkowzroczność, bezsenność, bóle pleców, żeby pogorszyło się zdrowie psychiczne. Z tym odroczeniem w czasie wiąże się bagatelizowanie problemu. A także przyjęcie perspektywy mniejszego zła: lepsze uzależnienie od czynności niż od narkotyków.
I to było kolejne zaskoczenie. Młodzi za szkodliwe uznają uzależnienie od substancji psychoaktywnych: dopalaczy, narkotyków, papierosów, alkoholu. Uzależnienia od czynności (behawioralne), w tym e-uzależnienia, postrzegają jako mało szkodliwe. Część nastolatków odczuwa negatywne skutki – kłopoty z koncentracją uwagi, niedosypianie, zmęczenie nadmiarem informacji, ale traktują to jako znak czasu.
Rodzice wolą dziecko w domu ze smartfonem czy tabletem, bo są przekonani, że tu jest bezpieczniejsze niż wtedy, gdy spotyka się z przyjaciółmi. Z takim nastawieniem rodziców stykają się Jan Ubych i Marek Radyko, liderzy Stowarzyszenia In gremio, które w gdyńskich szkołach zajmuje się przeciwdziałaniem cyberprzemocy. Bo problem nie sprowadza się tylko do tego, ile czasu młodzież spędza online, ale co tam robi. Więc w badaniach Dębskiego wątku cyberprzemocy też nie zabrakło.
Wśród nastolatków mocno łączy się ona dziś z modą na selfie. Nierzadko są to zdjęcia w negliżu, ukazujące różne części ciała, zwykle nieeksponowane. Co czwarty badany uczeń fotografował się przynajmniej raz dziennie. A 7 proc. robiło sobie selfie kilkadziesiąt razy dziennie! Tymi zdjęciami uczniowie dzielą się z innymi. Z różnym skutkiem. Ponad połowa nastolatków twierdziła, że przynajmniej raz w życiu doświadczyła cyberprzemocy związanej z niewłaściwym wykorzystaniem ich zdjęć. Do tego dochodzą inne formy cyberprzemocy, jak hejt i trollowanie. Uczniowie są zarówno jej ofiarami, jak i sprawcami. Niemal co drugi nastolatek przyznaje się, że fotografował lub filmował innych bez ich pozwolenia, co czwarty, że hejtował. Wielu nie postrzega swojego zachowania w kategoriach cyberprzemocy, tylko jako głupi żart. Połowa deklaruje, że posiada w swoim telefonie materiały, które można nazwać wstydliwymi.
Jak to robić?
Miasto Gdynia dofinansowało powstanie raportu Dębskiego nie bez powodu. – Chcemy do problemu e-uzależnień podejść ofensywnie. Chodzi nie o walkę z techniką, ale o świadome korzystanie z tego skarbu, który mamy w kieszeni i który zmienia nasze życie – mówi prezydent Wojciech Szczurek. – Będziemy opracowywać politykę miejską i prowadzić szeroko zakrojone działania edukacyjne.
Sam ma trzech synów – dwóch dorosłych i 10-latka, który posługuje się zwykłą komórką, a z tabletu korzysta w limitowany sposób. – Musi to umieć, ale na razie żyć bez tego. Nie mam poczucia, że mu robię krzywdę – dodaje.
Od września 2016 r. Gdynia jako pierwsza w Polsce wprowadziła gminny program przeciwdziałania cyberprzemocy. Stowarzyszenie In gremio prowadzi warsztaty dla uczniów, szkolenia dla nauczycieli i dla rodziców. Przebadali ponad 20 tys. uczniów z gdyńskich szkół. I wciąż dołączają nowe grupy problemów. Chodzi o to, by mówić o tych, które są i będą, a nie tych, które były. Jeszcze półtora roku temu to dziewczyny wysyłały swoje roznegliżowane selfie, głównie po to, żeby zyskać akceptację rówieśników. Od kilku miesięcy coraz częściej robią to chłopcy, żeby sprowokować dziewczęta do rewanżu. Zdarza się, że w dowód najwyższego zaufania nastolatki nagrywają na komórki swój pierwszy raz. W gimnazjach głównym problemem są gry i łatwość udostępniania zdjęć nieznajomym. W szkołach ponadgimnazjalnych – łatwość spotkań z nieznajomymi.
Młodzi świadomi są swej technologicznej przewagi nad starszymi. Edukatorzy z In gremio podczas warsztatów pokazują nastolatkom, że wcale nie są tacy świetni, bezpieczni i anonimowi. Pokazują też, jak łatwo przez nieodpowiednie ustawienia mogą utracić swoje zdjęcia z telefonu. I wtedy czują respekt. Z kolei rodzicom objaśniają, czym są selfie i dlaczego ich dzieci wrzucają je na portale społecznościowe. Dlaczego tak im zależy na lajkach. I co robić, gdy intymne zdjęcia gdzieś wypłyną.
W szkole, gdzie uczy Lucyna Domska, mają właśnie świeżą sprawę wycieku zdjęć w negliżu. W takich sytuacjach rodzice się aktywizują. Domska martwi się, że nie potrafią zachować dyskrecji. – Ściągają billingi, przetrzepują telefon, sprawdzają esemesy, maile. Wtedy my jako pedagodzy tracimy zaufanie tych dzieci. One są zagubione w natłoku różnych informacji, często samotne, szukają w sieci akceptacji, rekompensaty.
Jan Ubych dodaje, że rodzice mają usiąść i rozmawiać, a nie inwigilować. Kluczem jest nawiązanie kontaktu. Żeby młodzi, dyskutując z nami, dorosłymi, sami dostrzegli swoje niezbyt dobre zachowania.
Wszystko kręci się wokół tych rozmów, których brakuje. Wokół dobrych, uważnych relacji, wokół świadomego korzystania z możliwości, jakie daje technika. Tylko jak tę świadomość uzyskać? Doktor Dębski chciałby, żeby chwilowe odcięcie od sieci stało się metodą szkolenia. By wspomagało budowanie świadomości, skłaniało do poszukiwania innych sposobów spędzania czasu wolnego. Wtedy łatwiej będzie wypracować złoty środek.