- Pamiętam gorący maj, pola rzepaku i babcię, przestrzegającą przed zaśnięciem w pobliżu tej hipnotycznej rośliny, bo mogę się nie obudzić. Pola okalały przystanek PKS „na działkę”. Dzień działkowy zaczynał się zawsze tak samo, zalać pompę, otworzyć i przewietrzyć domek, napić się herbaty w musztardówce i ja-dziecko maszerowałam do swoich spraw - mieszania błota, zrywania kwiatów, łapania owadów do słoika i miliona innych obowiązków. W międzyczasie pojawiała się balia z niewyobrażalnie lodowatą wodą, firmowa surówka babci z pomidorów, ogórków i szczypioru z piaskiem, a kilka metrów dalej rysowała się sylwetka babci w równie firmowym stroju - biustonoszu, kapeluszu z rondem i sportowych majtaso-szortach – wspomina Ania, specjalista od patentów w korporacji.
– Moi rodzice mają ogródek działkowy na Paluchu, 300-tu metrowy placek ziemi mieści sześć wielkich kwiatowych rabat, pedantycznie wyznaczone grządki taty, gdzie od dwudziestu lat wbija kijki po dwóch stronach, przeciąga sznurek i sieje jak od linijki marchew, rzodkiewki, ziemniaki, ogórki, czosnek i buraki. Mama zajmuje się drzewami, maluje je, przycina, podpiera gałęzie i biega na każde zgromadzenie działkowców, gdzie co roku odbywa szkolenie z gatunków roślin i form ich hodowania. Mama bardzo mocno się zaangażowała, wraz z sąsiadami prowadzą zbiórki pieniędzy, organizują grille i wymiany sąsiedzkie – opowiada Krystian, pracownik stacji benzynowej.
Haust natury
Działkowych opowieści można mnożyć miliony. Szacuje się, że blisko 4 mln Polaków dzierżawi tę cenną ziemię. Po zachłyśnięciu się zachodem w latach 90 i udławieniem miejskim życiem młodzi ludzie wracają do wspomnień i szukają ucieczki od miejskiego szumu, bałaganu i zabiegania.