Kazanie na czas nienawiści
(Nie)dobra nowina dla narodowców: Nacjonalizm nie idzie w parze z chrześcijaństwem
W liście do Galacjan czytamy: „Nie masz Żyda ani Greka, nie masz niewolnika ani wolnego, nie masz mężczyzny ani kobiety; albowiem wy wszyscy jedno jesteście w Jezusie Chrystusie”. Czy trudno nam przełożyć te słowa na współczesność?
Narodowcom chodziło o „Boga” czy o „boga”?
Przypomniałem sobie ten fragment, gdy w sobotę zobaczyłem pochód kilkudziesięciu tysięcy ludzi, na czele którego niesiono transparent z napisem: „MY CHCEMY BOGA”. Mam problem z tym hasłem. Organizatorzy użyli samych wielkich liter, więc nie wiadomo, czy chodzi o Boga czy o boga. To ważne, bo bogiem może być wszystko, także nienawiść, rasizm, szowinizm, zamknięcie lub po prostu naród sam w sobie.
Napiszę wprost. Bóg objawiony w Jezusie Chrystusie na kartach czterech ewangelii nie ma z tymi bożkami nic wspólnego. Ten Bóg nie jest polskim Bogiem, ale jest Bogiem miłości i wszystkich ludzi.
O co więc chodzi? Powinno być: „My chcemy Boga”? Czy może: „My chcemy boga”?
To prawda, że nie rozumiem potrzeby maszerowania z flagą, w krzyku, wrzawie, ogrzewając się ciepłem rac i przekleństw. Nie moje klimaty. Patriotyzm rozumiem jako codzienną pracę, szacunek i uczciwość. Nie są mi potrzebne wiece. Znam jednak znaczenie haseł w stylu: „Czysta krew, trzeźwy umysł”, „Europa będzie biała”, znam symbolikę krzyża celtyckiego. Wiem też, o co chodziło w dziwnych wywodach rzecznika Młodzieży Wszechpolskiej na temat bycia „separatystą rasowym”.
Rasistowskie hasła na marszu to przekroczenie kolejnych granic
Jestem przerażony. Nie wiem, czego bać się bardziej – maszerującej zgrai rasistów czy maszerującej większości, której te hasła nie przeszkadzają, czy polityków, którzy dwoją się i troją, żeby nie przyznać, że coś jest problemem.
Mamy problem, bo pozwalamy przekraczać kolejne granice. Bo coraz łatwiej powiedzieć „asfalt”, „śmieć”, „brudas”. Bo nie potrafimy nawet kiwnąć palcem, żeby zakasać państwowe rękawy i pomóc w czasie kryzysu emigracyjnego. Mijamy po drodze cierpiących i prześladowanych, ale „idziemy mimo”, zostawiając robotę Samarytanom. Niedługo „czysta krew” i „Europa będzie biała” nie zrobią na nas już większego wrażenia. Po prostu spowszednieją i zostaną wyparte przez jeszcze gorsze hasła. Kolejne granice są przekraczane, a więc tworzymy następne lub przesuwamy poprzednie. Nie wiadomo, gdzie będzie koniec.
I to wszystko w imię Boga? Jakiego boga? Zerknijmy do kazania na górze, słynnej mowy Jezusa Chrystusa. Tak, tego Żyda i uchodźcy, który jako niemowlę był uciekinierem.
Przeczytajmy cytowane często błogosławieństwa, a dowiemy się, że błogosławieni są ubodzy w duchu, smutni, cisi, pragną sprawiedliwości, są miłosierni, czystego serca, pokój czyniący, cierpiący i prześladowani. Dalej mowa tam o wartości pojednania, zgodzie zawieranej z przeciwnikiem. Jezus przedstawia też naukę o cudzołóstwie, poście, modlitwie, krzywoprzysięstwie, sądzeniu innych, dwóch drogach, dwóch fundamentach i wielu innych rzeczach.
Kilka wersetów brzmi teraz szczególnie mocno i wymownie: „Słyszeliście, iż powiedziano: oko za oko, ząb za ząb. A Ja wam powiadam: nie sprzeciwiajcie się złemu, a jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi”. Następnie takie słowa: „Słyszeliście, że powiedziano: będziesz miłował bliźniego swego, a będziesz miał w nienawiści nieprzyjaciela swego. A Ja wam powiadam: miłujcie nieprzyjaciół waszych i módlcie się za tych, którzy was prześladują”.
Chrześcijaństwo nie jest religią narodową
Jezus nie mówi więc nic o wyższości jednych nad drugimi, o jakiejkolwiek wyniosłości, poniżaniu drugiego człowieka czy szukaniu wszędzie wokoło wrogów i tworzeniu przeciwników. Bóg objawiony w Chrystusie nie nawołuje do nienawiści i zamknięcia, ale do otwarcia się. Chrześcijanin ma zmieniać świat otwartymi ramionami, wyciągniętą dłonią i wiarą, która na ludzki rozum, według świata doczesnego, może się wydawać naiwna. Nie chodzi więc o pokaz siły i zdeptanie innych, ale o spotkanie z innymi. Jezus uczy miłości posuniętej do granic. Albo traktujemy chrześcijaństwo poważnie, albo tworzymy sobie bożka.
Nacjonalizmu (szowinizmu, rasizmu, ksenofobii i innych tego typu postaw) nie da się połączyć z wiarą chrześcijańską, gdyż łączą się z nienawiścią. Nacjonalizm nie zostawia miejsca dla Boga i nie rozumie najważniejszego przykazania miłości do bliźniego. Chrześcijaństwo nie jest religią narodową, którą można zamknąć w określonych granicach – terytorialnych lub mentalnych. To religia kolorowa, pozytywna i radosna, ponieważ głosi, że grzeszny człowiek zbawiony jest miłością Bożą i dostaje kolejne niezasłużone szanse.
Nie ma w tym przesłaniu żadnych informacji o kolorze skóry, pochodzeniu, narodowości, płci i innych uwarunkowaniach. To po prostu miłość.
I nie ma znaczenia, czy pisze to Polak ewangelik czy Polak katolik. Każdy, kto zadał sobie trud zanurzenia się w nauce Mistrza z Nazaretu, zobaczy pewne oczywistości. Milczenie jest przyzwoleniem, cichą aprobatą.
Autor jest duchownym ewangelickim.