„Dobra, to odpalam bombę. 10 tys. uśpionych botów od 31 października obserwuje twitterowe konta wszystkich liderów opinii publicznej w Polsce. Wiecie, co to znaczy? Że zaczęła się wyborcza wojna informacyjna w Polsce!” – napisała na wstępie swojej analizy Anna Mierzyńska, specjalistka od mediów społecznościowych, zajmująca się badaniem przekazu w internecie. Boty to imitujące ruch prawdziwych użytkowników automaty, służące m.in. do rozpowszechniania spamu, szkodliwych linków i dyskredytowania polityków. Mierzyńska prześledziła ruchy na Twitterze z przypadkowych trzech tygodni listopada. Fikcyjne konta, na które trafiła, nie mają nawet zdjęć profilowych i żadnych danych o właścicielu. Milczą, nic nie wrzucają, choć z założenia Twitter służy przecież do wymiany myśli między użytkownikami. Z reguły są wyposażone w niewielką liczbę obserwujących, ale równocześnie to one śledzą dużą liczbę innych profili – do stu kilkudziesięciu kont osób publicznych – dziennikarzy i polityków. W tym Patryka Jakiego i Pawła Trzaskowskiego, którzy akurat wtedy ujawnili swoje aspiracje do prezydentury w Warszawie. Ale też konto Donalda Tuska i Grzegorza Schetyny. Ten ostatni ma już zresztą od jakiegoś czasu armię milczących obserwatorów. Z analizy przeprowadzonej przez profil @SocialowaSowa, zajmujący się monitoringiem mediów, wynika, że spośród ponad 100 tys. obserwujących konto szefa Platformy prawie połowa (46 tys.) nigdy nie opublikowała żadnego tweetu. Znaczna część (ponad 39 tys.) nie ma zdjęcia, a prawie wszystkie zostały założone w tym roku. W przypadku kont Trzaskowskiego i Jakiego jest jeszcze gorzej. Analizy ich profili wykazują, że tylko co dziesiąty z obserwujących je użytkowników internetu nie jest botem.
Strategie wojny
Anna Mierzyńska przekonuje, że ruch na internetowych kontach ma związek z przyszłymi wyborami samorządowymi.