Przemoc ekonomiczna. Owa wyrafinowana forma znęcania się nad bliskim doczekała się wielu naukowych opracowań. Jak w klasycznej przemocy – krzywdzi zwykle mężczyzna, krzywdzona jest kobieta. Przemoc ekonomiczna towarzyszy fizycznej albo ją poprzedza. Można? Dało się? Sprawca idzie więc krok dalej. Za pomocą pieniędzy można upokorzyć. Pozbawić wiary we własne siły. Wreszcie wziąć głodem. Sprawca najczęściej nie ma poczucia winy. Ma władzę.
W podobnej sytuacji od trzech lat jest Centrum Praw Kobiet. Zajmuje się działalnością ogromnie ważną: stworzyło sieć wsparcia, na której oprzeć mogą się kobiety, by wyjść z przemocy. Są adwokaci, mieszkania czasowe, wreszcie warsztaty, pozwalające kobietom odbudować wiarę we własne siły – bo bez tego nie ma szans na zmianę. Przez ponad 20 lat udało się Centrum wyciągnąć z patologii (czyli z „z porządnych domów”) tysiące kobiet. Przeszkolono setki policjantów i prokuratorów. Wywalczono wprowadzenie „niebieskich kart”, dzięki którym przemoc domową trudniej ukryć przed policją, i inne, niezbędne zmiany w prawie. Wydawało się nawet, że zmieniła się mentalność.
Centrum otwarcie przyznaje się do feminizmu. Kilka lat temu nikt z tego środowiska nawet nie pomyślałby, że to w dzisiejszym świecie jakieś obciążenie. Doradza kobietom samodzielność, a nie by „dźwigały ten krzyż”. Ale pogląd odwrotny wydawałby się barbarzyński.
Prawa kobiet jak papierek lakmusowy
A jednak po zmianie władzy Ministerstwo Sprawiedliwości, które co roku rozdysponowuje pieniądze na pomoc ofiarom przestępstw, postanowiło wziąć tę instytucję głodem.