Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Wciąż za dużo niewiadomych, by odtrąbić sukces w sprawie Jaroszewiczów

Piotr Jaroszewicz z żoną Alicją Piotr Jaroszewicz z żoną Alicją Agencja Gazeta
Nie ujawniono, czy mężczyzna, który pierwszy przyznał się do udziału w zbrodni, zrobił to sam z siebie czy też dlatego, że przedstawiono mu jakieś dowody.

W sprawie zabójstwa byłego premiera i jego żony prawdopodobnie nastąpił przełom. Przynajmniej tak wynika z informacji przekazanych przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. Zatrzymano trzech mężczyzn, przy czym dwóch z nich miało się przyznać do udziału w zabójstwie Alicji Solskiej i Piotra Jaroszewicza w 1992 roku.

Zatrzymani byli, jak ujawniono, członkami gangu tzw. Karateków. Karatecy to grupa przestępcza z Radomia, która w połowie lat 90. dokonała prawie 30 włamań do domów i mieszkań bogatych osób. Włamywali się, aby kraść.

Powstaje więc pytanie: jeżeli to ci właśnie ludzie włamali się do willi Jaroszewicza, to dlaczego nie ukradli wielu cennych przedmiotów, monet numizmatycznych, biżuterii czy obrazów? Rzeczy te leżały na wierzchu, a jednak nie zainteresowały napastników.

Tajemnice śmierci Piotra Jaroszewicza

Piotra Jaroszewicza przed śmiercią torturowano, co wskazywało, że sprawcy chcieli wymusić jakąś wiedzę. W latach 90. jedna z hipotez śledczych mówiła o zabójstwie na zlecenie, aby zabrać z willi jakieś dokumenty. Czy je zabrano, nie wiadomo. Jeżeli prawdą jest, że za zbrodnią stali członkowie grupy Karateków, to w takim razie uprawniona staje się teza, że działali na czyjeś zlecenie. Na czyje, tego ani minister, ani dwaj prokuratorzy uczestniczący w zwołanej na gorąco konferencji prasowej nie ujawnili, może dlatego, że nie mieli stosownej wiedzy.

Sprawa niewątpliwie jest rozwojowa, ale wciąż osadzona w głębokiej mgle. Nie ujawniono, czy mężczyzna, który pierwszy przyznał się do udziału w zbrodni, zrobił to sam z siebie czy też dlatego, że przedstawiono mu jakieś niezbite dowody.

Reklama