Społeczeństwo

Pies, nasz pan

Psie życie w luksusie

Sofa Alessy Knape z Bielska-Białej, model: Diamond Dog Bed. Sofa Alessy Knape z Bielska-Białej, model: Diamond Dog Bed. Schmuckstuck Luxury for Pets
Przedmiotów ręcznie robionych, wyjątkowych, przyjaznych dla środowiska szukamy także dla naszych czworonożnych domowników. Posłanie dla psa czy drapak dla kota mają pasować do stylu właściciela i wnętrza, w jakim razem mieszkają.
Biżuteria dla dogów z firmy Fortissimo Art Joanny Bach.Fortissimo Art Biżuteria dla dogów z firmy Fortissimo Art Joanny Bach.
Biżuteria dla dogów z firmy Fortissimo Art Joanny Bach.Fortissimo Art Biżuteria dla dogów z firmy Fortissimo Art Joanny Bach.
Ekskluzywna kuweta firmy 50Cats Mariusza Jaraczewskiego.50Cats Ekskluzywna kuweta firmy 50Cats Mariusza Jaraczewskiego.
Ekskluzywna kuweta firmy 50Cats Mariusza Jaraczewskiego.50Cats Ekskluzywna kuweta firmy 50Cats Mariusza Jaraczewskiego.

Bajecznie kolorowe wyplatane obroże i smycze, dżinsowe legowiska obite sztucznym futrem, zdobione cekinami, luksusowe psie kanapy i łóżka, a nawet malowane i złocone ceramiczne kuwety dla kotów. Nie tylko estetyka się liczy: ręcznie robione przedmioty najczęściej są ekologiczne (z naturalnych materiałów, często z recyklingu) i trwałe. Ci, którzy je robią, nie muszą mieć nawet artystycznych ani rękodzielniczych zdolności. Szycie, spawanie, wypalanie można zlecić fachowcom. Jak zwykle najważniejszy jest pomysł. I im bardziej niezwykły, tym się lepiej sprzedaje. Warunkiem niezbędnym jest posiadanie zwierzęcia. Tylko wtedy wiadomo, czego tak naprawdę szukają właściciele zwierząt i czego w masowej produkcji nie mogą znaleźć.

Ponad połowa Polaków ma w domu jakieś zwierzę, najczęściej psa lub kota, i według danych Kantar Public (dawniej TNS Polska) stale ich przybywa. W ciągu ostatnich trzech lat o 4 proc. Więc nic w tym dziwnego, że coraz więcej pieniędzy wydajemy na „braci mniejszych”. Najwięcej oczywiście na karmę, ok. 2,5 mld zł rocznie. Kolejne 500 mln to akcesoria: smycze, obroże, kuwety, posłania, drapaki, miski. Razem 3 mld zł i jest to dwa razy więcej, niż Polacy wydawali na swoje zwierzaki w 2005 r. (dane za Euromonitor International).

Posiadanie zwierzęcia to przyjemność i luksus, więc ci, którzy się na to decydują, lubią kupować swoim ulubieńcom nie tylko rzeczy niezbędne. Na ogół pieniądze wydają w sklepach zoologicznych (stacjonarnych i coraz częściej internetowych) zadowalając się masówką, ale w ostatnich kilku latach widać prawdziwy wysyp rękodzielników amatorów oferujących swoje produkty na Instagramie, Facebooku czy poświęconych rękodzielnictwu portalach, jak Pinterest czy DaWanda.

Odrobina luksusu

Monotonii i brzydoty psich legowisk nie wytrzymała Alessa Knape z Bielska-Białej, a właściwie jej mama, która amatorsko (dla siebie, rodziny i przyjaciół) zajmuje się dekoratorstwem wnętrz. Pomaga dobrać meble i zasłony, czasem nawet aranżuje niewielkie przeróbki mieszkań. U nich w domu wszystko przemyślane, stylowo i kolorystycznie. I w tych zadbanych, dopieszczonych w każdym szczególe wnętrzach, od lat poniewierało się po kilka psich posłań, rozmiarów XXL, bo psy mają wielkie. Pokrowce co chwila prane, żeby nie śmierdziały, szmaciły się po kilku miesiącach. Więc kupowały nowe. W tym rozmiarze to koszt 200–300 zł. W końcu postanowiły, że spróbują same zrobić legowisko – ładne, trwałe i praktyczne.

Uznały, że będzie miało formę kanapy, z oparciem z trzech stron, bo pies też lubi opierać plecy nie o zimną ścianę (do tego wtedy nieuchronnie ją brudzi) i, jak człowiek, trzymać trochę wyżej głowę. Pierwsza sofa projektu Alessy, wykonana 3 lata temu przez tapicera, z kupionej przez nią ekologicznej skóry w najlepszym gatunku, służy do dziś. Zawsze czysta, wystarczy przetrzeć ją wilgotną szmatką. Jak tylko sofa stanęła w salonie, mama Alessy powiedziała: to by się świetnie sprzedało. Alessa zrobiła kolejną kanapę (gdyby nie znalazła nabywcy, miała służyć jej psom) i pojechała do Austrii na dwie wystawy. Wróciła bez sofy i z zamówieniami na kilka kolejnych. Zaczęło się kręcić. Ruszyła strona internetowa Schmuckstuck Luxury for Pets ze sklepem online. Doszły nowe rzeczy, np. ortopedyczne materace dla chorych psów, legowiska-budki, szlafroki na każdy rozmiar (są świetne po kąpieli pupila, a zmoczone na długo zapewniają ochłodę w upały). Ale produktem flagowym są i zapewne pozostaną sofy. Alessa sprzedaje je głównie w Austrii, Szwajcarii i Niemczech. W Polsce na tak drogie posłania nie ma zbytu. Cena sofy, 350 euro, jest godna jej nazwy: Diamond Dog Bed.

Kuweta z rubinami

Plastikowych kocich toalet nie mógł znieść Mariusz Jaraczewski, robiący karierę w sektorze bankowym, dziś prezes firmy 50Cats. Zmęczony korporacyjną rutyną, z syndromem wypalenia zawodowego, rzucił pracę. Z dnia na dzień zostawił departament inwestycji kapitałowych i zdjął garnitur. Zajął się stolarką i szkutnictwem, ale mimo że jest zapalonym żeglarzem, czuł, że nie o to chodziło. W końcu zainspirowany myślą, że on korzysta z ceramicznej toalety, która po 15 latach jest w idealnym stanie, a wymieniane co roku plastikowe kuwety przypominają stary toi toi na budowie i, co gorsza, równie nieprzyjemnie pachną, chciał kupić kuwetę z ceramiki. A że nie znalazł, zaczął sprawdzać dokładniej. Po kilku dniach poszukiwań w sieci uznał, że naprawdę nikt tego nie robi, i postanowił sam zająć się produkcją.

Dokładnie dwa lata zajęło mu wypuszczenie pierwszej partii 30 kuwet, bo choć mieszka we Wrocławiu, ceramicznym zagłębiu, to znalezienie rzemieślnika, który mógłby wypalić w piecu półmetrową misę, nie było łatwe. Pierwsze formy zrobił nieżyjący już Adam Choraś, legenda bolesławieckiej ceramiki. W końcu się udało i przyjaciel biznesmena Maciej Michalczak zaprojektował kolekcję rosyjską.

Białe misy z kobaltowym wzorkiem ozdobił na brzegach 14-karatowym złotem. Sprzedały się jak świeże bułeczki, mimo że kosztują ponad 400 zł. Więc na międzynarodowe targi zoologiczne w Norymberdze Jaraczewski pojechał tylko z folderami. Wystarczyło. Ma oferty współpracy ze Stanów, Izraela, Belgii.

W planach akcesoria do kuwet: łopatki z ceramiczną rączką, ekologiczny, przeznaczony do ceramicznych kuwet, drewniany żwirek, maty pod spód i kto wie, może nawet analizator moczu montowany w kuwecie z aplikacją na smartfona? Bo koty – o czym wiedzą kociarze – często mają problemy z nerkami.

Powstają następne kolekcje: Industrial, Scandinavian i Classico (bez żadnych zdobień, po prostu biała). Malarka Anna Staniorowska pomalowała na próbę dwie kuwety, jedną w róże, drugą w arlekiny, teraz je trzeba wypalić i jak wszystko będzie dobrze, być może powstanie jeszcze jedna, kolorowa kolekcja. Na indywidualne zamówienie można mieć kuwetę według własnego projektu za 3678 zł.

Szejk z Bahrajnu dla swojej białej kotki angorskiej Szecherezady zamówił kuwetę w ciemnym granacie (malowaną tlenkiem kobaltu) z arabskimi zdobieniami. Na brzegach szlaczek z 18-karatowego złota i rubiny z Birmy.

Różowe flamingi

Agnieszka Przybyszewska z Wrocławia pierwszą matę podróżną do samochodu, chroniącą tapicerkę przed sierścią i piachem, też zrobiła na własny użytek. A właściwie na użytek Bobiego, 10-letniego kundelka, którego wzięli ze schroniska. Dziś Bobi ma już własną markę, bo Agnieszka, nie mogąc kupić dobrej, wodoodpornej, trwałej i ładnej maty do samochodu dla pupila (a był to artykuł pierwszej potrzeby, bo wszystkie wolne chwile spędzają poza miastem), uszyła ją sama. Zachęcona efektem postanowiła po 12 latach rzucić pracę i założyć własną firmę. Nazwała ją BeBobi – być jak Bobi: wiecznie merdający ogonem, szczęśliwy psiak. Takie przesłanie na nową drogę życia.

– Gdyby nie wsparcie męża, pewnie by się nie udało – mówi. Bo Agnieszka rzuciła się na głęboką wodę: najpierw odeszła z korporacji i dopiero zaczęła działać. Zarejestrowała firmę, uczyła się szycia grubych materiałów, stworzyła stronę internetową. Przed zwolnieniem z pracy zrobiła tylko badanie rynku, sama, przy pomocy wyszukiwarki Google.

Po pięciu miesiącach wystartowała. Nie nadąża z zamówieniami. Sprzedaje przez internet (głównie Facebook), ale także przez stronę i na targach zwierzęcych. Była na Łapa Targ, wybiera się do Gdańska. Po pół roku działalności robiła już maty w czterech wersjach: do bagażnika, na tylną kanapę (z zagłówkami), podwójne (dla tych, co mają więcej niż jednego psa i kładą tylne fotele, powiększając przestrzeń bagażnika) oraz dla dzieci, które też potrafią nabrudzić w samochodzie. Do tego pasy bezpieczeństwa dla psów, podróżne legowiska i saszetki. Ma już pomysły na nowe artykuły, wszystkie związane z podróżami. Właśnie zwróciła się do niej Škoda: zdjęcia jej produktów mają być ilustracją do artykułu o podróżowaniu z psem. Absolutnym hitem tego lata jest mata w różowe flamingi.

Z kartonu i z paracordu

A czasem jest tak, że ktoś szuka pomysłu na działalność, niszy, w której może się zrealizować. Tak było z Ewą Musiał, 38 lat, z okolic Nieborowa, która pracowała od lat w firmie spedycyjnej, dodatkowo prowadząc hotel dla zwierząt U Milki. Milka to oczywiście jej pies, prawie 10-letnia sunia, mieszaniec. Ewa chciała pracować w domu, więcej czasu poświęcić zwierzakom. Z samego hotelu nie byłaby w stanie się utrzymać.

Próbowała robić posłania ze skrzynek po owocach, aż wpadła na paracord, sznurek spadochronowy, z którego wyplata obroże i smycze. Kiedyś był tylko w podstawowych wojskowych kolorach. Dziś można wybierać spośród 400 odcieni. Bajecznie kolorowe plecionki chwyciły. Ewa sama zrobiła stronę www, założyła fanpage na FB, wydrukowała wizytówki i ulotki.

– Bardzo zależało mi, żeby być na DaWandzie i Pintereście, bo nie miałam sklepu na stronie, nie umiałam tego sama zrobić, a mój budżet nie pozwalał zlecić tego komuś, kto się na tym zna – mówi. Po dwóch latach ma już sklep internetowy, choć i tak najwięcej klientów jest z FB. A jej firma U Milki dostała w tym roku wyróżnienie „Zoobranży”, miesięcznika branży zoologicznej w kategorii artykułów dla zwierząt.

I wcale jej nie przeszkadza, że klienci zwracają się do niej „pani Milko”. Niedawno zaczęła robić bransoletki do kompletu z obrożami, te same kolory, tylko cieńsze sznureczki.

Marysia Nowakowska pierwszy Kotarton (karton dla kota) zrobiła dla swoich zwierzaków. I chociaż, stojąc w salonie, wzbudzał podziw znajomych, ją zainspirował dopiero po dwóch latach. Zaszła w ciążę, poszła na urlop i w maju wystartowała ze swoim kartonowym labiryntem i z marką Koci Styl na targach w Warszawie. Jest już na FB i na Allegro, pracuje nad sklepem internetowym. Ma nadzieję tak rozwinąć firmę na urlopie macierzyńskim, że może nie będzie już musiała wracać do pracy w marketingu.

I nie ma znaczenia, czy ona pierwsza wymyśliła modułowe domki z kartonu (zamawia u producenta kartony o najwyższej gramaturze możliwej do zaginania, z dużymi otworami do przechodzenia i małymi do podglądania świata i do zabawy, mocowanych do siebie na rzepy), czy też para architektów z Tajwanu, która sprzedaje je pod marką A cat thing. Większość rękodzielników nie patentuje swoich pomysłów. Raz, że to kosztowne, a dwa, że nie zapewnia ochrony przed naśladowcami. Wystarczy niewielka zmiana, np. kilka centymetrów większy lub mniejszy rozmiar, i już jest to inny przedmiot.

Dog w kolii

Joanna Bach, kiedy ktoś w Niemczech zaczął podrabiać jej wzory (o czym natychmiast doniosły wierne fanki jej wyrobów), zastanawiała się nad patentem. Ale ciągle przecież wymyśla coś nowego. I to jest w tym najzabawniejsze. Cały czas jednak jej znakiem rozpoznawczym jest biżuteria dla dużych molosów, „kolia” z jedwabnego błyszczącego sznurka zakończona zawieszką z koralików, sztucznych kamieni i jedwabnego frędzla, którą ponad dwa lata temu zrobiła dla swojego ukochanego Asa. I od której, przez zupełny przypadek, zaczęło się Fortissimo Art.

Było jej przykro, że jakieś ozdobne obróżki wysadzane kryształkami Swarovskiego lub ich imitacjami są tylko dla małych ozdobnych piesków. Jej ponad 80-kilogramowy dog w kolii prezentował się wspaniale, zrobiła oczywiście zdjęcia i wrzuciła na FB, żeby się pochwalić. Po kilku godzinach nie nadążała z odpisywaniem na pytania, głównie z Francji i USA, o cenę i czas dostaw.

Zarejestrowała firmę i dorzucała kolejne pomysły. Najpierw doszły bajecznie kolorowe zestawy obroża i smycz, błyszczące, ze srebrną lub złotą nitką, co do tej pory było zarezerwowane dla tzw. ozdóbek, czyli miniaturowych ras ozdobnych. Do tego taki sam pasek bądź torebka dla właścicielki. Bo, o czym nie wiedzą projektanci dużych firm produkujących akcesoria dla zwierząt – większość właścicieli olbrzymich psów to kobiety, a te lubią stroić i siebie, i swojego pupila. A Joanna pozostała wierna rozmiarom XXL.

Zimą furorę robiły derki dla dogów (nie do kupienia w masowej sprzedaży, producenci nie przewidzieli tak dużych gabarytów) i do kompletu kurtka lub torba dla właścicielki. A tego lata wymyśliła zestawy obroża, smycz i sukienka, wszystko z tego samego materiału w kolorowe kwiaty. Od zeszłego sezonu wystawowego świetnie sprzedają się nieprzemakalne, wypełnione lekkim wkładem maty, na piknik czy na wystawę, które po złożeniu wiąże się troczkami i niesie za ucho (można też przytroczyć do plecaka).

Przyznaje, że gdyby szukała pomysłu na biznes, na pewno nie przyszłoby jej do głowy, żeby robić biżuterię dla psów. I to nie tych małych, ozdobnych ras, które potrzebują kokardek lub spineczek do podtrzymywania włosów, ale dla olbrzymich dogów niemieckich. Tymczasem jak się okazało, to był strzał w dziesiątkę. Myśli nad zatrudnieniem na stałe krawcowej i o pracowni, bo na razie materiały, koraliki, sznurki, złote i srebrne nici poniewierają się właściwie wszędzie.

Właśnie przygotowuje towar na stoisko w klubie doga we Francji. Nie ma wątpliwości, że warto jechać 2 tys. km i płacić (wcale niemałą sumę) za możliwość eksponowania swoich wyrobów na wystawie, na którą co roku przyjeżdża ponad 400 dogów niemieckich z całej Europy. Nie wie tylko, czy zdąży uszyć to wszystko. Samych zamówień ma już tyle, a jeszcze coś musi zostać na stoisku.

Polityka 34.2018 (3174) z dnia 21.08.2018; Społeczeństwo; s. 29
Oryginalny tytuł tekstu: "Pies, nasz pan"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną