Pierwsze takty grande finale
Początek roku szkolnego po oświatowym tsunami MEN
Jeśli rok temu ktoś jeszcze miał nadzieję, że po oświatowym tsunami autorstwa Anny Zalewskiej wszystko jakoś się ułoży, doświadczenie minionych 10 miesięcy z tej nadziei zapewne go wyleczyło. Zwłaszcza jeśli jest rodzicem ucznia podstawówki. Zwłaszcza jej ostatnich klas. Lub takim właśnie uczniem.
Więcej uczniów, więcej lekcji, trudniejsze testy
W najbliższych 10 miesiącach będzie gorzej. W jeszcze liczniejszych szkołach trzeba będzie uczyć się na zmiany, bo do upchnięcia jest już komplet klas: od pierwszych do ósmych. Tegoroczni siódmoklasiści będą harować tak jak ubiegłoroczni, a ubiegłoroczni – obecni ósmoklasiści – będą harować dalej, w perspektywie zderzenia w progu szkół średnich z ostatnim rocznikiem gimnazjalistów. W perspektywie egzaminu ósmoklasisty, którego dotychczasowe wersje demo są oceniane jako trudniejsze od egzaminu gimnazjalnego.
Cytowani w ekspertyzie Instytutu Spraw Publicznych „Edukacja w Warszawie w pierwszym roku reformy systemu oświaty” nauczyciele wyrażali wątpliwość, czy układający testy wiedzą w ogóle, co uczniowie mają szansę umieć (bo np. pytania na olimpiadzie dla siódmych klas w ubiegłym roku wskazywały na to, że nie wiedzą; były nierealistycznie trudne – na tyle, że trzeba było obniżyć punktację). Ostatni gimnazjaliści też zresztą nie mają drogi do szkół średnich różami usłanej. Gro ich nauczycieli biega między szkołami, by uciułać etatowe 18 godzin, inni będą odchodzić, gdy trafi się szansa perspektywicznej, stabilniejszej pracy. Z gimnazjalistami zostaną więc do końca czasem najbardziej idealistyczni, czasem najmniej zaradni.
Czytaj także: Nowe „dobre” zmiany w polskich szkołach