Człowieka, który stał za jedną z siatek wyprowadzania pieniędzy z Polski, udało się złapać. To duża rzecz, bo tropy zwykle kończą się na zatrzymaniu – za działalność maklerską bez zezwolenia – naganiaczy klientów do zarejestrowanych w egzotycznych krajach platform inwestycyjnych, gdzie obraca się walutą, akcjami i notowaniami surowców. W ubiegłą środę rozpoczął się przed Sądem Okręgowym w Warszawie proces 49-letniego Avrahama G. z Izraela. Niewysoki, krępy brodacz w mycce na głowie mówi, że jest biznesmenem, finansistą, ma wykształcenie średnie, a gdy sędzia pyta, z czego się utrzymuje, przez tłumaczkę języka hebrajskiego odpowiada enigmatycznie: „z interesów, otwieram biznesy, zamykam”.
Jego adwokaci (ma ich trzech) zaproponowali sądowi uniknięcie procesu w zamian za przyznanie się i dobrowolne poddanie karze: 4,5 roku więzienia połączone z opuszczeniem aresztu za poręczeniem 300 tys. zł. Prokurator Marcin Górski z Prokuratury Okręgowej w Warszawie oskarżył go o udział w międzynarodowej grupie przestępczej, posługiwanie się fałszywymi dokumentami i pranie brudnych pieniędzy. Avraham G. ochoczo wstał i powiedział krótko: „Przyznaję się”. Do czego konkretnie? – spytał zaskoczony sędzia. „Do tego wszystkiego” – Avraham G. machnął tylko ręką w kierunku prokuratora. Warunkiem przyjęcia przez sąd dobrowolnego poddania się karze jest złożenie pełnych wyjaśnień o roli oskarżonego w przestępstwie i o zleceniodawcach. Mogłoby to pozwolić na dotarcie wyżej, do mocodawców Avrahama G. – Wszystkie osoby, które brały udział w tworzeniu tej struktury, były dla siebie niezbędne, ale musiały wiedzieć o swoim istnieniu. Każdy wykonywał swój element, za który był odpowiedzialny, ktoś to koordynował, spinał, trzymał nitki – mówi Marcin Górski prowadzący to śledztwo.