Gdy Tomasz Komenda już wrócił do domu z widokiem na 18-milionowe odszkodowanie, wielu chciało zakładać z nim spółki. Dziewczyny pisały do tefałenu miłosne listy w stylu „Wzruszyła mnie twoja historia, też mam dwoje dzieci”; „Podobasz mi się, mógłbyś dać parę groszy”. Czekały na rekompensatę za nie swoje zmarnowane lata.
Choinka
Inne polskie matki przed telewizorami płakały z Teresą, czekającą pod bramą na Tomasza. – Skórę masz syneczku jak pergamin – głaskała go, kiedy wyszedł uniewinniony z zabójstwa dziewczyny w Miłoszycach. Te czułości filmowały nawet drony. Osiemnastoletni dobytek niósł w nylonowej siatce.
Zbliżała się Wielkanoc, lecz w dużym pokoju wciąż stała choinka. Teresa obiecała synowi, że po trzydziestu pięciu świętach (sumując ukrzyżowania z narodzeniami), podczas których był nieobecny przy stole, wróci na Wigilię. Jednak nie wyżebrała sześciogodzinnej przepustki. Więc życząc naczelnikom więziennym takich samych wesołych świąt, poczekała z choinką aż do Zmartwychwstania. Bo Teresa dotrzymuje słowa.
Choć nie groziła mu kara śmierci, Teresa sama już nie wie, ile razy umierali oboje po dwóch stronach muru. Widok syna w kracie okna przypominał jej wycieczki do zoo, gdzie kazano trzymać się z daleka od niebezpiecznych szympansów. Ale zacznie od początku.
Schody
Więc wychodząc, chciał zaprezentować się w spodniach typu dzwony, jakie kupił na początku odsiadki za przyoszczędzony tytoń. Teresa wyperswadowała mu je, gdyż przez te lata zdążyły wyjść z mody. – Tylko spróbuj, a nie będę czekała pod bramą.
– Ja cię przepraszam, mamusiu, czy mogę pójść do toalety? – na początku pytał o wszystko bez opamiętania. – Zaparzyć sobie herbaty?