IPN i prokurator generalny Zbigniew Ziobro 19 marca poinformowali, że ipeenowscy prokuratorzy wystąpili o uchylenie immunitetów sędziom i prokuratorom, którzy stosowali dekret o stanie wojennym, zanim został ogłoszony w Dzienniku Ustaw. Miesiąc później premier Mateusz Morawiecki podczas debaty na Uniwersytecie Nowojorskim tłumaczył polskie „reformy” sądownictwa tym, że sytuacja w polskim wymiarze sprawiedliwości przypomina czasy kolaborującego z Hitlerem francuskiego rządu Vichy. Więc jak Charles de Gaulle oczyścił francuskie państwo z pozostałości Vichy, tak PiS musi oczyścić sądownictwo, po 1989 r. pozostające we władaniu sędziów, którzy w czasach PRL wydawali wyroki w procesach politycznych i nie zostali z tego rozliczeni: „To było żałosne i niesprawiedliwe. Zawsze chciałem to zmienić, wprowadzić w sądownictwie sprawiedliwość i niezależność” – oświadczył.
Pomijając już absurd porównania polskich sędziów do funkcjonariuszy rządu współpracującego z hitlerowskim okupantem, zarzut premiera nie zgadza się z faktami: wymiar sprawiedliwości w Polsce nie jest ani w rękach poststalinowców, ani sędziów stanu wojennego. Średnia wieku polskiego sędziego to 43 lata, w sądach wyższych instancji o 10 lat więcej, więc w stanie wojennym dzisiejsi sędziowie byli w podstawówce, liceum albo na studiach. Koniecznością wielkiej czystki w sądownictwie nie da się zatem uzasadnić ani powszechnej wymiany prezesów sądów, ani rozpędzenia i powołania na nowo Krajowej Rady Sądownictwa, ani wprowadzenia nowego postępowania dyscyplinarnego (którego zgodność ze standardami europejskimi właśnie zakwestionowała Komisja Europejska).
Kolaboracja z władzą
Poza tym bycie sędzią czy na przykład nauczycielem w czasach PRL nie było równoznaczne z kolaboracją z totalitarną władzą.