„Z estymą wspominam”. Tymi słowami rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak opowiada o tym, jak ojciec zbił go tak, że nie mógł siedzieć. Ojciec załatwił w ten sposób kwestię jego poczucia winy: gdyby nie pas ojcowski, syn sam musiałby zmierzyć się z tym, że podpaliwszy bratu nogi, mógł wyrządzić mu wielką krzywdę. Ostatecznie bratu nic się nie stało. Za to obok rzecznika zabrakło dorosłego, który pomógłby mu zrozumieć, co się właściwie wydarzyło. Znaleźć drogę do wyrównania krzywdy samodzielnie, a nie z pomocą pasa. Takie doświadczenia pomagają dojrzewać. A użycie pasa pozwala tylko rodzicowi rozładować wściekłość.
Rzecznik z czerwonym paskiem
Magdalena Rigamonti pytała rzecznika o jego życie zawodowe i rodzinne. Usłyszeliśmy, że z obu jest dumny. Własnych dzieci nie bije (choć klaps to jego zdaniem nie jest bicie), docenia żonę, która wzięła codzienną robotę przy dzieciach na siebie, ale chwali się zwłaszcza życiem zawodowym – jeździ na procesy, reprezentuje, nie dosypia. Troszczy się. Wciąż podkreśla swoje ogromne poświęcenie, które łączy się z pracą, misją. Słucha się rzecznika jak chłopca, który opowiada, jaki jest dumny, że zdobył czerwony pasek na świadectwie.
Dzieci w Polsce: przeciążone, krzywdzone
Tyle że misja, którą wziął na siebie, nie polega na udowadnianiu sumienności i poświęcenia. Misja rzecznika praw dziecka polega na alarmowaniu, naciskaniu, wymuszaniu zmian na lepsze. Podczas gdy rzecznik zachwyca się swoim poświęceniem, w Polsce dokonała się