Tekst w „Gazecie Wyborczej (z 12 lipca) budzi zgrozę. Trudno nawet powiedzieć, co jest bardziej poruszające: opowieść o kontrowersyjnej decyzji sądu, czy o zdarzeniach, jakie tenże sąd miał osądzić.
Skazany za zabicie kury
Przed obliczem wymiaru sprawiedliwości we Wrocławiu stawał Damian P., sądzony za znęcanie się nad zwierzętami. Ten osobnik, o wyobraźni prawdziwie szokującej, znajdował przyjemność w umieszczaniu kotów w pralce automatycznej, którą następnie uruchamiał, włączając program prania i wirowania. W piekarniku przypiekał zwierzęciu ogon, a innemu jeszcze wkładał do uszu i odbytu długopis. Kolejnego kociaka zgniótł w wersalce. Wspomnianą wyżej kurą tak długo i z zaangażowaniem rzucał o ścianę, aż pozbawił ją życia. Zdaniem prokuratury działał ze szczególnym okrucieństwem w celu zadania bólu i cierpienia zwierzętom. Nic dodać, pan prokurator prawidłowo to ocenił.
Za te właśnie czyny sąd skazał Damiana P. na dwa lata więzienia. Bezwzględnego. Połowa kary, rok, wymierzona została za znęcanie się nad kurą właśnie. Sąd Rejonowy dla Wrocławia Krzyków wykazał się prawdziwym zrozumieniem sytuacji, choć można się zastanawiać, czy za czyny popełnione przez Damiana P. kara nie powinna być dotkliwsza, maksymalna, jaką przewiduje kodeks za maltretowanie zwierząt. To przecież sadyzm w czystej postaci, znęcanie się brzmi nieco jak eufemizm.
Tu jednak wkroczył do akcji obrońca, wnosząc apelację. Bo karę postrzegał jako zbyt dolegliwą dla młodego człowieka. Zwłaszcza za znęcanie się nad kurą.
Czytaj także: