Zaczynać trzeba szybko. Wakacje są idealne, żeby przywyknąć do reżimu pracy, zebrać środki na dalszą naukę, a przy okazji nacieszyć się latem. W możliwościach można przebierać.
Słońce dawno zaszło, Kamil i Kinga myją maszyny do lodów na promenadzie w Ustce. Za dnia rozmawiać nie sposób: Kinga wydaje świderki w trybie ciągłym, jakby sama była maszyną, Kamil uwija się na zapleczu. – W październiku kończę 18 lat i robię prawo jazdy. Zbieram na samochód – mówi. – Dlatego zostaję tu na dwa miesiące. Kamil na rękę dostaje 14 zł za godzinę plus – do podziału z Kingą – to, co klienci wrzucą do kubeczka z naklejką „napiwki”. Kinga uczy się w technikum weterynaryjnym. Planuje studia, a potem własną praktykę chirurga zwierząt gospodarskich. – Ale to długa droga – przyznaje. Ponieważ przyjechała z daleka, szef zapewnia jej pokój na stryszku nad barem. Tych z noclegami jest większa ekipa. Dużo Ukraińców. Z Polski na promenadzie pracują prawie sami nastolatkowie. Dalej Nela, lat 18, plecie wczasowiczom doczepiane warkoczyki z plastiku. – Pełno znajomych, a jeszcze można zarobić. Z mojego towarzystwa wiele osób pracuje – albo tutaj, albo roznoszą po plaży kukurydzę i lody – przyznaje. Starsi bracia i siostry dzieciaków z promenady, ci, którzy już studiują w większych miastach, wolą tam szukać zarobku.
Marcin Horbowy z Powiatowego Urzędy Pracy w Słupsku, pod który podlega Ustka, przyznaje, że pracodawcy o ludzi mu płaczą. – Są w stanie dowozić pracowników do firm i z nich odwozić. Młodych do prac sezonowych rzadziej szukają przez urząd, a częściej przez serwisy społecznościowe i internetowe portale z darmowymi ogłoszeniami. Ciągle też przybywa rejestrowanych w urzędzie oświadczeń pozwalających na pracę, pracownikom zza wschodniej granicy, głównie z Ukrainy.