JOANNA PODGÓRSKA: – Jak się pani dowiedziała, że jest osobą interpłciową?
MAGDA RAKITA: – Nic się ze mną nie działo. Czułam się zupełnie zwyczajną dziewczynką. Ludzie często myślą, że interpłciowość widać po narządach płciowych już po narodzinach. Tak się dzieje jedynie w niewielkim procencie przypadków. Ja miałam 15 lat, gdy mama, położna, zabrała mnie do lekarza, bo zaczęła się zastanawiać, dlaczego jeszcze nie miesiączkuję. Pani doktor mnie zbadała i powiedziała, że to prawdopodobnie częściowa niewrażliwość na androgeny. Poszłam się ubrać, a jak wróciłam do gabinetu, mama siedziała blada jak ściana, a pani doktor mówiła, że trzeba ustalić termin operacji. Pomyślałam: halo, jakiej operacji?! W drodze do domu mama mi wszystko wytłumaczyła: jesteś dziewczynką, wyglądasz, jak dziewczynka, tylko masz chromosomy XY i wewnętrzne jądra zamiast jajników. I że nie będę mogła mieć dzieci. Przyjęłam to do wiadomości. W wieku 15 lat nie przejęłam się specjalnie informacją, że nie będę miała dzieci.
W ogóle się pani nie przejęła diagnozą?
Oczywiście, że to było dla mnie zaskoczenie, ale nie miałam z nią problemu. Coś takiego istnieje, nazywa się tak i tak, a ja to mam. Dopiero gdy zostałam skierowana do szpitala, by potwierdzić diagnozę, poczułam się dziwnie. Przychodzę na przykład na USG, wszyscy normalnie rozmawiają, a potem patrzą w moją kartę i zaczynają szeptać. Oglądają obraz na monitorze i „szu, szu, szu”. W końcu mówię: ja wiem, że mam tam jądra, możemy już skończyć. Podczas obchodu znudzeni lekarze mijają kolejne łóżka i nagle przy moim się ożywiają – ciekawy okaz. Albo badania grupowe: ja na fotelu ginekologicznym, a kilkunastu studentów, niewiele starszych ode mnie, sobie ogląda i komentuje, a pani doktor tłumaczy im, że to nie występuje u normalnych dziewczynek.