Pomysł na kampanię „Nie świruj, idź na wybory” wyszedł od fotografa Tomasza Sikory. Hasło miało być chwytliwe i młodzieżowe, a idea banalna – wystarczyło nakręcić krótki film, w którym zabawnemu czy nietypowemu zachowaniu towarzyszyła wspomniana fraza. Kiedy w internecie pojawiły się pierwsze takie materiały, m.in. z Januszem Gajosem, mało kto podejrzewał, że akcja okaże się przedmiotem dyskusji i krytyki. Tak się stało po publikacji nagrania z Wojciechem Pszoniakiem, robiącym przed kamerą dziwne miny i ruszającym rękoma w nieskoordynowany sposób. Co się stało między jednym a drugim filmikiem?
„Nie świruj” budzi oczywiste skojarzenia
Można zakładać, że twórcy zdecydowali się skorzystać z określenia „nie świruj” w znaczeniu podawanym przez słownik mowy potocznej – czyli „nie wygłupiaj się”. Ot, próba sięgnięcia po slang, żeby przyciągnąć nastoletniego, niezaangażowanego obywatela. Dość szybko młodzieżowe „świrowanie” stało się jednak tym, z czym słowo „świr” kojarzy się od dawna – z osobą chorą czy zaburzoną psychicznie. I takie odniesienia zaczęły się pojawiać w filmikach.
Akcja, która miała zachęcać do udziału w wyborach, przyczyniła się do stygmatyzacji chorych. Co jest tym gorsze, że w polskim społeczeństwie są to grupy już i tak bardzo marginalizowane, a często zupełnie zaniedbane przez państwo. Nietypowe zachowania, które pojawiają się w filmikach w negatywnym kontekście, dla osób dotkniętych chorobami i zaburzeniami psychicznymi to często codzienność.