Lepsze powietrze w Krakowie – a więc można walczyć w Polsce ze smogiem
A więc można. Mimo pierwszych jesiennych chłodów Kraków cieszy się niezłym powietrzem. Poziom pyłów zawieszonych, dotąd w zimne dni i noce wysoki i dokuczliwy, znacząco spadł. Do tego stopnia, że na ostatnich mapach zanieczyszczenia powietrza Kraków pozostaje – tak z reguły oznacza się utrzymywanie norm – zieloną wyspą, otoczoną wielokolorowym pierścieniem dymów. Generują je jeszcze podkrakowskie miejscowości.
Czytaj także: Gdy oddychanie staje się niebezpieczne
Jak to się stało, że w Krakowie się udało?
Za tym niewątpliwym sukcesem w mieście i jego braku w tzw. obwarzanku stoi konsekwentna realizacja programu dopłat do wymiany krakowskich palenisk, kotłów i pieców kaflowych, a teraz także lokalny całkowity zakaz palenia węglem i drewnem. Obowiązuje od 1 września. Kto nie zdążył wymienić pieca (w mieście pozostały ich jeszcze 4 tys.) lub nie wierzył, że zakaz faktycznie wejdzie w życie, ma problem.
Egzekucję przepisów antysmogowych, czyli pouczania, nakładania mandatów lub kierowania wniosków o ukaranie do sądów, prowadzą dziesiątki strażników miejskich. Dysponują sprzętem pozwalającym prowadzić kontrole w nocy, mogą też liczyć na sąsiedzki – i dobrze – donos na niepodporządkowujących się zakazowi. Także od sprawności inspektorów zależy, czy zimą, gdy temperatury spadną poniżej zera, krakowskie powietrze, dla reszty kraju od dawna symbol miejskiego smogu, utrzyma obecną jakość.