Potrąciłam psa. Ekopatrol dał nam nierealny czas oczekiwania, nie pamiętam już, ile godzin to było. Zabrałam psa do samochodu i zawiozłam do weterynarza – opowiada Agata. Długie oczekiwanie to częsty przypadek. – Znalazłam rannego gołębia i zadzwoniłam po ekopatrol. Czekałam osiem godzin. Innym razem trafiłam na srokę z uszkodzonym skrzydłem, czekałam pięć – opowiada Joanna, której często zdarza się zbierać ranne i chore ptaki z ulic i trawników. – Patrol jest zaangażowany i zwierzolubny, ale zgłoszeń dużo, a wozów mało – Joanna na pracowników straży miejskiej nie narzeka.
Ekopatrol nie daje rady
Tak jest w Warszawie, której władze dostrzegają – przynajmniej na poziomie deklaracji – problem zwierząt po wypadkach. – Zgłoszenia dotyczące zagrożonego zdrowia i życia (ludzi i zwierząt) są dla strażników miejskich priorytetowe i realizowane w pierwszej kolejności. W przypadku zdarzeń oznaczonych kategorią „priorytet” patrol wysyłany jest najszybciej, jak to możliwe, w zależności od sił i środków, a czas dotarcia na miejsce nie powinien przekroczyć kilkunastu minut – tłumaczy Dominika Wiśniewska z Wydziału Prasowego Urzędu m. st. Warszawy.
Takiego tempa nie potwierdzają osoby, które wzywały pomoc do rannych zwierząt, mimo że i strażnicy z ekopatrolu są zaangażowani, i pracownicy 112 często starają się jak mogą, żeby pomoc. Na przykład ze zgłoszeń niealarmowych robią alarmowe, żeby patrol dotarł szybciej do potrąconego psa. Liczba zgłoszeń przekracza możliwości. W samym 2018 r. ekopatrol odłowił niemal 13 tys. zwierząt potrzebujących pomocy.