Z Joanną Horodyńską łączy mnie na Facebooku aż siedmioro znajomych, choć – wstyd się przyznać – aż do dzisiaj nie bardzo kojarzyłam jej nazwisko. Rano zauważyłam poruszenie dziwacznym wyznaniem, że „odwraca się, gdy widzi kogoś fatalnie ubranego”. Okazało się, że to tytuł (!) wywiadu w „Wysokich Obcasach Extra”.
Ponieważ nie znam Joanny Horodyńskiej ani osobiście, ani z daleka jako wieloletnia fanka, nie chciałabym się zajmować czym innym niż samym wywiadem. A ten jest bardzo ciekawy. Pokazuje bowiem coś, co rzadko widać, czyli kulisy pewnego przemysłu, a mianowicie przemysłu marzeń.
Moda – najszybciej rosnący sektor gospodarki
Bez tego przemysłu trudno byłoby sobie wyobrazić, jak różne branże związane z modą – od produkcji tkanin po obuwie – w ciągu ostatnich dekad mogłyby rosnąć nawet o 4–5 proc. rocznie. Średnio marki z branży osiągają wzrost do 11 proc., co sprawia, że to najszybciej rosnący sektor gospodarki.
W samych Stanach Zjednoczonych moda odpowiada dzisiaj za 4 proc. PKB (za Fashion United). To tak jakby ktoś, kto ma do wydania 2 tys. zł miesięcznie (plus minus płaca minimalna), 80 zł wydawał na ubrania czy buty – i to przez całe życie, a nie tylko w szalonych latach młodości, kiedy można było nie dojadać, ale wyglądać było trzeba. Co więcej, wydatki te nie rozkładają się proporcjonalnie: branża luksusowa jest warta więcej i rośnie szybciej (np. Gucci w zeszłym roku osiągnął rekordowe 23 proc. wzrostu wartości marki) przy mniejszym wolumenie produkcji niż