Szkoły średnie w Polsce funkcjonują na zasadzie rywalizacji. Walczymy o uczniów – najlepsi mają wybrać nas. Każda placówka ma swojego wroga, z którym się porównuje. Relacje między ludźmi z tych miejsc przypominają stosunki między kibicami. Oczywiście w wersji light, to przecież sport oświatowy, a nie futbol. Do starć fizycznych wprawdzie nie dochodzi, przynajmniej na masową skalę, mamy głównie ustawki intelektualne: olimpiady, konkursy, egzaminy. Podejmowane są próby współpracy, jednak nic trwałego nie powstaje.
Coroczny ranking „Perspektyw” to przede wszystkim informacja, jak się mają nasi przeciwnicy. Wiedza bezcenna i niezwykle istotna. Ustawia placówkę do dalszej pracy. Ważne jest, aby im poszło gorzej niż nam. Reszta ma mniejsze znaczenie. W dzień poprzedzający ogłoszenie wyników nauczyciele i uczniowie jedną ręką trzymają kciuki, aby nasza szkoła zajęła jak najwyższe miejsce, a drugą zaklinają los, aby wrogowie byli niżej. W wielu placówkach co roku można usłyszeć takie mniej więcej słowa (cytuję jedną z nauczycielek): „Pamiętajcie, możemy być najgorsi, najważniejsze jednak, aby oni (tu pada nazwa szkoły) byli za nami”.
W oświacie nie ma przyjaciół
Dyrektorzy próbują naprawić te fatalne stosunki między szkołami. W Łodzi w zeszłym roku szefowie sześciu najlepszych i wrogich wobec siebie placówek rozpoczęli projekt pt. „Międzyszkolne Igrzyska Liceów Ogólnokształcących” (MILO). Każde liceum było gospodarzem zawodów z jednego przedmiotu i gościło przedstawicieli pozostałych szkół. Przybywali najlepsi uczniowie, wyróżniający się nauczyciele oraz dyrektorzy. Celem spotkania nie była rywalizacja, lecz wymiana doświadczeń, poznanie się, a przede wszystkim pogodzenie i nawiązanie współpracy.