2019 r. według wstępnych jeszcze szacunków GUS zakończył się ujemnym bilansem demograficznym, czyli nadwyżką zgonów nad urodzeniami w wysokości blisko 35 tys. osób. Urodziło się 375 tys. dzieci, o 13 tys. mniej niż rok wcześniej. Bywało gorzej w latach 2002–05, bywało jednak bez porównania lepiej – w 1983 r. urodziło się blisko 724 tys. dzieci.
Czytaj także: Znikający Polacy
Z depresją urodzeniową już jesteśmy bez szans
Do tych pięknych czasów nie ma powrotu, bo już od 30 lat, czyli praktycznie od początku transformacji, trwa depresja urodzeniowa – dzietność obniżyła się poniżej progu zastępowalności pokoleń, który określa się na 2,10–2,15 (jest tak wtedy, gdy na 100 kobiet w wieku rozrodczym, czyli w wieku 15–49 lat, przypada 210–251 dzieci). W 2018 r. dzietność w Polsce osiągnęła 1,43 i nawet wieś, tradycyjnie bardziej dzietna, nie ratuje sytuacji, dzietność na wsi sięga bowiem także ledwie 1,45.
Rozrodczość to bardzo złożony temat, o zachowaniach prokreacyjnych decyduje wiele czynników. Najważniejsze są dziś przemiany cywilizacyjne powodujące, że młodzi ludzie później wchodzą w regularne związki i coraz później decydują się na pierwsze dziecko. Zmieniają się modele kariery życiowej, która w coraz większym stopniu związana jest z kosztownymi inwestycjami w dziecko, jego zabezpieczenie materialne i wykształcenie.
Czytaj także: PiS nowego programu socjalnego nie ma. Tylko litanię dobrych chęci
Rośnie autonomia kobiet związana z ich przewagą nad mężczyznami, jeśli chodzi o poziom wykształcenia, co przekłada się na samodzielność ekonomiczną i jednocześnie burzy „tradycyjne” wzory kulturowe, kiedy to mężczyzna w związku dysponował lepszym wykształceniem i większym portfelem. Coraz więcej kobiet decyduje się też na samodzielne wychowywanie potomstwa, rośnie liczba dzieci rodzących się z relacji niemałżeńskich – w 2018 r. było to ponad 26 proc. (na początku lat 90. zaledwie 6–7 proc.).
Dzieci po francusku
Polska nie jest oczywiście wyjątkiem w Europie, raczej wyjątkiem są kraje o większej dzietności, jak Szwecja czy rekordzistka Francja z dzietnością 1,87. To jednak ciągle poniżej progu zastępowalności pokoleń, więc Francuzi lamentują, że sytuacja się pogarsza – jeszcze niedawno dzietność przekraczała 1,9. Wciąż jednak rodzi się im więcej ludzi, niż umiera. Jak to robią?
Oferują najbardziej bodaj rozbudowany system wspierający rodzenie i wychowanie dzieci, od obowiązkowej edukacji od 3. roku życia przez system szkolnictwa publicznego, wsparcie finansowe po pełną autonomię kobiet, które mogą decydować o zajściu w ciążę i jej przebiegu, z prawem do aborcji włącznie.
500 plus bez efektów. Niespodzianka?
W Polsce mamy problem ze złożonymi politykami społecznymi, a proste 500 plus na efekt demograficzny się nie przełożyło – mimo nadziei byłej ministry rodziny Elżbiety Rafalskiej, która obiecywała, że w 2018 r. urodzi się ponad 400 tys. dzieci. Nie udało się, na odchodnym z rządu polityczka przyznała więc, że 500 plus nie wystarczy. Ostatnio zaś Jarosław Gowin, wicepremier i minister nauki, podczas sympozjum organizowanego przez prof. Jerzego Hausnera stwierdził, że skoro zachęty materialne i infrastrukturalne nie działają, to trzeba zacząć pracować nad świadomością.
Czytaj także: Emerytury za dzieci? Chyba nikt nie uwierzy, że będzie je z czego wypłacać
Parafrazując słowa hetmana Zamoyskiego, takie będą Rzeczypospolite, jakie ministrów rozumowanie. Niestety, od ministerialnych andronów i rządowej pracy nad świadomością suwerena dzieci nie przybędzie. I nawet gdyby pojawiła się formacja polityczna zdolna wdrożyć nowoczesną i złożoną politykę pronatalną, jest już zbyt późno, by przyniosła ona istotne efekty. Czas przygotować się do sytuacji, jakiej jeszcze w warunkach pokoju nie ćwiczyliśmy – do zarządzania „zwijaniem się”.
Czytaj także: Dali 500 plus, wszystko inne zaniedbali
„Zwijać się” po japońsku
Będzie nas mniej i będziemy się błyskawicznie starzeć, w perspektywie 2050 r. wiele polskich miast wyludni się nawet o połowę – tak mówią prognozy dla Zamościa czy Tarnowa. To nie musi być katastrofa, co pokazują Japończycy, którzy poważnie podeszli do prognoz demograficznych już przed laty. I owszem, ich gospodarka nie odnotowuje wzrostu gospodarczego, ale dzięki postępującej automatyzacji zastępującej brakujące ręce do pracy utrzymuje się na stałym poziomie. W efekcie oznacza to, że PKB na głowę systematycznie rośnie, bo głów do podziału jest mniej.
Podobnie do depresji demograficznej przygotowywali się i przygotowują Koreańczycy (mają dzietność niższą niż w Polsce, na poziomie 1). Od lat inwestują w innowacyjność jako sposób na zwiększenie produktywności, co jest najlepszą odpowiedzią na zmniejszające się zasoby pracy. W tej chwili Korea Południowa przeznacza na badania i rozwój 4,5 proc. PKB rocznie, najwięcej ze wszystkich krajów rozwiniętych. Warto pamiętać, że jeszcze w latach 80. pod względem poziomu rozwoju nauki Korea ustępowała Polsce.
Czytaj także: Czy 500 plus uratuje polską demografię? Korea Południowa już tego próbowała