Iza Koprowiak to świetna dziewczyna. Od 16 lat w jednej redakcji, żadnych problemów, koledzy ją uwielbiają. Może dlatego, że jest równiachą i jak równa z równym gada z nimi o piłce nożnej? A może dlatego, że od początku była zdeterminowana, żeby „nie robić afer”, zagryzać zęby i iść do przodu?
Dopiero teraz, w okładkowym wywiadzie dla miesięcznika „Press”, coś jej się wymsknęło, coś o łapaniu za udo i wyzwiskach. Bez nazwisk. Winę za zaniedbania swoich szefów zgrabnie wzięła na siebie – przecież mogła nalegać, żeby wyciągnięto konsekwencje, a jednak odpuściła.
„Tania kelnereczka” i „paź”
Inne media, które „Press” czytają niczym w narcystycznym amoku (zresztą słusznie, to świetne pismo), zwęszyły krew i podchwyciły soczysty fragmencik. Koprowiak mimo zainteresowania prowadzącego wywiad Szymona Jadczaka dość szybko wątek ucięła, przyznając tylko, że najgorszy przejaw seksizmu, jaki ją spotkał, miał miejsce w podróży służbowej z kolegą, który złapał ją za udo, a w obliczu protestów zwyzywał ją i stwierdził, że „jest jego paziem” (swoją drogą, co ci polscy mężczyźni mają w głowach: „Opowieści Okrągłego Stołu”?). Nie wszczęła formalnego postępowania, opowiedziała tylko o sprawie dwóm kolejnym naczelnym. Być może był to jeden z powodów, dlaczego rycerzyk zmienił redakcję. Dziennikarka, jak mówi, dzisiaj byłaby bardziej asertywna.
Rzecz w tym, że właściwie cały wywiad jest o radzeniu sobie z seksizmem, nierzadko brutalnym. W redakcji Koprowiak bardzo długo miała pod górkę, zajmowała się robieniem tabelek wyników, każdą jej literówkę wyciągano i piętnowano na zebraniach („Nie po to zatrudniam Kołodziejczyka i Wierzbickiego, żeby mi tu jakaś Koprowiak pisała!