Społeczeństwo

Odwołanie zajęć dotyczy tylko uczniów? Szkoły po decyzji ministra

Zawieszenie zajęć w szkołach w Krakowie Zawieszenie zajęć w szkołach w Krakowie Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Jedni dyrektorzy rozumieją, że sytuacja jest nadzwyczajna, a inni rozumują po staremu: że odwołanie zajęć dotyczy tylko uczniów, a nauczyciele muszą codziennie stawiać się do pracy.

Gdy rząd ogłosił decyzję o zawieszeniu zajęć i zamknięciu szkół, pracowałem w dwóch miejscach. W pierwszym liceum dowiedziałem się, że mam od czwartku nie przychodzić do pracy, siedzieć w domu i unikać bezpośredniego kontaktu z ludźmi. W drugim – że wszyscy spotykamy się o godz. 10 w pokoju nauczycielskim i pracujemy, choć bez uczniów, w szkole.

W pierwszej placówce kazano mi przyjąć do wiadomości, iż po to właśnie odwołane są lekcje, aby nie rozprzestrzeniać zarazków i samemu uniknąć zakażenia. To poważna sprawa, więc nie powinienem wychodzić z domu. A już na pewno nie spotykać się z nauczycielami. W drugim miejscu zakomunikowano nam, że prawdopodobnie będziemy postępować tak, jak podczas zeszłorocznego strajku. Czyli w czasie swoich lekcji powinniśmy być w pracy. Bez uczniów, ale na terenie szkoły.

Jeden dyrektor mówi tak, drugi inaczej

Nie tylko ja dostałem tak sprzeczne informacje. ZNP alarmuje, że w całej Polsce nauczyciele dowiadują się czegoś innego od swoich przełożonych. Ludziom wręcz stają włosy na głowie, gdy słyszą, co mówi ich szef. Jeden tak, drugi siak. Czy dyrektorzy naprawdę rozumieją, co się dzieje w kraju i jakie są decyzje rządu? Wierzę, że wszystko niebawem się wyjaśni i dyrektorzy szkół będą mówić jednym głosem. Na razie jednak co szef, to inna interpretacja zarządzeń premiera i ministra. Jedni dyrektorzy rozumieją, że sytuacja jest nadzwyczajna, a inni rozumują po staremu, czyli że odwołanie zajęć dotyczy tylko uczniów, natomiast nauczyciele muszą codziennie stawiać się do pracy.

Przyjaciele z innych szkół alarmują: ich przełożeni zapowiedzieli, że jak nauczyciele chcą otrzymać wynagrodzenie, muszą świadczyć gotowość pracy. A gotowość poznaje się po tym, że pracownik stawia się rano w szkole i pyta, czy jest dla niego jakaś robota. Nie pojawi się w placówce, może nie dostać zapłaty. Nauczyciele krzyczeli, że przecież minister obiecał, iż nauczyciele dostaną pensję, jednak – jak usłyszałem w jednej szkole – to nic pewnego. Minister gadał tak do kamer, a jak będzie naprawdę, przekonamy się, gdy otrzymamy zarządzenie na piśmie.

Czytaj też: Co się zmieni po ogłoszeniu pandemii przez WHO?

Nauczyciele pracujący w kliku szkołach mają więc twardy orzech do zgryzienia. Której dyrekcji powinni słuchać? Czy tej, która każe zostać w domu i nie spotykać się z innymi nauczycielami? Czy tej, która wzywa pracowników do szkoły? Mam nadzieję, że od poniedziałku, kiedy to szkoły będą zamknięte, żadna dyrekcja nie wezwie nauczycieli do placówki. Na wszelki wypadek proponowałbym jednak, aby premier, minister czy kurator formułowali swoje decyzje w krótkich żołnierskich słowach, np.: „Zamknąć szkołę i rozejść się do domów, do czorta!”. Albo tak: „Jak ktoś przyjdzie między 16 a 25 marca do szkoły, to mu nogi z dupy powyrywam”. Wtedy może wszyscy zrozumieliby jednakowo.

Uczniowie zareagowali różnie

Na wiadomość, że przez dwa tygodnie nie będzie lekcji, uczniowie też zareagowali różnie. Jedni tak się cieszyli, wręcz skakali z radości na korytarzu, że aż sprowokowali polonistkę do komentarza: „Podobnie zachowywali się młodzi ludzie, gdy wybuchło powstanie warszawskie. Jednak później nie było już im do śmiechu. Żebyście nie żałowali swej radości”. Mnie ujęli uczniowie, którzy postanowili zabrać do domu kwiatki w doniczkach. Umrą, jeśli przez dwa tygodnie szkoła będzie zamknięta. Inna polonistka skomentowała ten gest uwagą, że to wszystko dzięki Oldze Tokarczuk. Człowiek nie powinien widzieć tylko swojego cierpienia. Dyszy i jęczy całe stworzenie, także kwiatki. Strach przed koronawirusem to nie powód, aby ludzkość była egoistyczna. Czytanie dzieł noblistki nie poszło więc na marne, skoro uczniowie w tej chwili myślą o kwiatkach. Nie martwcie się, nie zostawimy ich tutaj na pewną śmierć.

Czytaj też: Literatura jest zbudowana na czułości. Mowa Olgi Tokarczuk

Szkolny czarny humor

Byli też uczniowie, którzy popadli w czarny humor. Żegnali się ze sobą słowami: „Tylko nie pomrzyjcie przez te dwa tygodnie”. „Niech pan nie pomrze, panie profesorze”. Czarny humor dopadł też niektórych nauczycieli. Kolega opowiadał mi, że satelity wykryły, iż w Iranie kopane są masowe groby. Długie i głębokie rowy na masowe groby dla tych, co zmarli z powodu epidemii. Czy nas też to czeka? Może pójdziemy napić się wódki? Idźmy dzisiaj, dopóki knajpy są otwarte. Koledzy, nie mogę, jestem samochodem!

W drodze do domu zajechałem do hipermarketu, aby zrobić zakupy. Niestety, nie mogłem znaleźć miejsca na parkingu. Czułem się, jakby były święta i wszyscy ruszyli do sklepów po prezenty. W środku nie było jednak świątecznej atmosfery, tylko wielka smuta. Nie kupowałem też świątecznych artykułów, ale bardzo pospolite produkty w wielkich ilościach. Na wszelki wypadek. Nim skończyłem zakupy, dostałem wiadomość, że jeszcze dzisiaj mam przygotować dla uczniów zadania, aby mieli co robić w czasie wolnym od lekcji. Natychmiast powinienem siadać do komputera, żeby na rano było wszystko gotowe. Zapowiadają się bardzo pracowite dwa tygodnie: i dla uczniów, i dla nauczycieli.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną