KATARZYNA CZARNECKA: – Co się stało 15 marca?
KRYSTIAN RUBACHA: – Uświadomiliśmy sobie, że weszliśmy w czas szczególny w historii naszej wspólnoty, ale też zawodu. Poczuliśmy z całą mocą jego powagę i sens. Bo jesteśmy w momencie potencjalnego budowania się traumy społecznej. Ludzie borykają się dziś problemami, z którymi do tej pory się nie stykali. A sposoby radzenia sobie z napięciem właściwie z dnia na dzień stały się niedostępne. Spotkania z przyjaciółmi, imprezy kulturalne, sport – to wszystko zniknęło, za to pojawił się lęk. Zrozumieliśmy, że potrzeby ludzi są ogromne, a brakuje platformy łączącej ich ze specjalistami. Postanowiliśmy ją stworzyć.
Czytaj też: Wszyscy czujemy lęk. Jak się odnaleźć w tej pandemii?
My, czyli kto?
Psychologowie i psychoterapeuci. Na początku była nas garstka, ale przedsięwzięcie rozrosło się w szalonym tempie. Do dziś pomoc deklaruje już 244 osób, w tym psychoterapeuci reprezentujący właściwie wszystkie nurty. Dla osób poszukujących wsparcia udostępniliśmy ponad 100 kontaktów, pozostali specjaliści dołączą do zespołu po weryfikacji dyplomów potwierdzających wykształcenie i kompetencje.
Na czym jeszcze polega weryfikacja?
Kiedy ktoś się do nas zgłasza, prosimy o wypełnienie kwestionariusza z pytaniami o wykształcenie i godziny dostępności. Później przeprowadzamy webinaria szkoleniowe, w których o specyfice doraźnej pracy zdalnej opowiadają osoby zajmujące się nią na co dzień. Na przykład Lucyna Kicińska, wieloletnia koordynatorka linii pomocowej dla dzieci i młodzieży. Mamy też wsparcie superwizyjne, także pro bono.
Czytaj też: Polacy w zdalnej pracy
Co konkretnie oferujecie potrzebującym?
Nie jesteśmy żadną formalną organizacją, nie mamy żadnych zasobów poza swoim czasem. Osoby, które się do nas zwracają, mają możliwość skorzystania z maksymalnie trzech sesji od 30 do 50 minut. Za darmo, internetowo lub telefoniczne.
Czy do rozmowy z wami trzeba się jakoś przygotować?
Nie. Ale trzeba mieć świadomość, że wspomagamy tylko w reakcjach na pandemię. To pomoc krótkoterminowa o charakterze interwencyjnym lub nastawiona na wysłuchanie. Nie klasyczna psychoterapia. Jeśli ktoś ma swojego terapeutę, to do niego powinien się w pierwszej kolejności skierować.
Czytaj też: Pomagajmy innym i dajmy pomagać sobie
Ile telefonów odbieracie dziennie?
W tej chwili ok. 100. Od bardzo różnych osób. Są takie, które korzystały do tej pory z pomocy psychiatry i ich stan się pogorszył, więc potrzebowały zachęty do kontaktu ze specjalistą. I takie, które patrzą ze zdziwieniem na własny odbiór sytuacji, w której wszyscy się znaleźliśmy.
Co im doskwiera?
Od lęku, a nawet paniki związanej ze zdrowiem swoim, rodziny, przyjaciół, finansami, przyszłością, przez uczucie samotności, do nieumiejętności skonfrontowania się z czymś, od czego można było uciekać, a teraz nie ma dokąd. W mediach jest czerwono od alertów. Ludzie mówią: obudziłem się o 8, odpaliłem telefon i o 13 dotarło do mnie, że nie zjadłem śniadania, bo wciąż czytałem informacje. To ciągła stymulacja czymś wybitnie stresującym. Słyszymy też o trudnościach relacyjnych, które się uwypuklają w zamkniętej przestrzeni. Tym wszystkim osobom potrzebne jest coś, co nazywamy empatycznym towarzyszeniem. Czasami wystarczy nazwać emocje, które się u człowieka ujawniają, pomóc mu uporządkować myśli i już poziom niepokoju się zmniejsza. Czasami jednak rozmowa przybiera formę zbliżoną do interwencji kryzysowej.
Czytaj też: Pamiętnik z epidemii. Pewna samotność z koronawirusem
A zdarzają się kontakty napawające optymizmem?
Są osoby, które choć dzwonią z problemami, mówią też: dziś dotarło do mnie, jak fajną i czułą mam rodzinę, jakie to szczęście, że są przy mnie.
Dzwonią do was pracownicy służby zdrowia?
Tak. Ich specyficznym problemem jest coraz większy ostracyzm. Czują, że społeczeństwo z jednej strony ich wspiera, ale z drugiej traktuje jako potencjalne zagrożenie. To jeszcze bardziej pogarsza ich stan psychiczny. A mają świadomość, że najgorsze wciąż przed nimi. I przed nami wszystkimi.