Zaczęło się w Wielkanoc. Na Facebooku pojawił się nowy profil: Rumianki i bratki. – Początkowo chciałam pomóc znajomym – mówi Krystyna Paszko, licealistka z Warszawy, inicjatorka akcji. – Nie umiem przejść obojętnie obok krzywdy innych. Pomyślałam, że jeśli ktoś ma problemy, napisze do mnie prywatnie. Ale udostępnień wpisu było tyle [19 tys. do 18 kwietnia], że zdecydowałam o otwarciu sklepu.
„Nasz sklep to marka bardzo młoda, ale zapewniamy, że jesteśmy w pełni zaangażowani w ideę pomocy. Na pewno ma w ofercie coś dla Ciebie – wystarczy, że nam zaufasz” – czytamy poście powitalnym.
Zaufanie jest tu kluczowe, bo choć w sklepie widnieją zdjęcia kosmetyków, to w ofercie ich nie ma. To platforma pomocy dla osób, które żyją „w kwarantannie lub w izolacji z toksycznym, przemocowym partnerem”. Tej informacji oczywiście na profilu nie ma. To szyfr. Pierwszy z wielu, którymi postanowiła posłużyć się Krystyna.
Przemoc w izolacji. Szyfry i krzyki
Na zasadzie wymiany tak zakodowanych informacji działa cały sklep. – Jeśli ktoś zapyta o kosmetyki, to znaczy, że jest w złej sytuacji, ale na razie prosi tylko o wsparcie – tłumaczy Krystyna. Niekiedy po takim wstępie „klientka” zaczyna już bez konspiracji opowiadać o tym, co się u niej dzieje. Jeśli tego nie robi, zakłada się, że nie ma takiej możliwości – jest obserwowana albo boi się, że partner sprawdzi jej ruchy w mediach społecznościowych. – Zespół „Rumianków i bratków” utrzymuje z nią kontakt, dopytując od czasu do czasu o samopoczucie.