Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Baliśmy się mijanych osób. Jak „odmrozić” swoje życie?

Są osoby, którym ciężej podporządkować się narzuconym ograniczeniom. Są osoby, którym ciężej podporządkować się narzuconym ograniczeniom. Branimir Balogović / Unsplash
Każda mijana osoba miała być potencjalnym zagrożeniem, a z dnia na dzień alarm niemalże odwołano. Jak sobie z tym radzić? Rozmawiamy z psycholożką Anną Zawistowską.

AGNIESZKA GIERCZAK-CYWIŃSKA: – Muszę się przyznać, że zaplanowałam sobie wizytę u ulubionej kosmetyczki w pierwszym tygodniu czerwca, ale ostatecznie ją odwołałam – przeraziła mnie wizja kontaktu z potencjalnie chorymi, których mogę spotkać zarówno w komunikacji miejskiej, jak i w salonie. Czy to już nie jest lekka fobia społeczna? Przecież tyle osób tłumnie ruszyło do fryzjerów
ANNA ZAWISTOWSKA: – Praktyka pokazuje, zarówno moja, jak i innych psychologów, że jesteśmy teraz jako społeczeństwo podzieleni na dwie grupy. Rzeczywiście są osoby, którym ciężej podporządkować się narzuconym ograniczeniom. Mają silną potrzebę wychodzenia z domu, kontaktu z ludźmi, spotykania się z nimi na żywo, a nie tylko za pośrednictwem kanałów online czy telefonu. Często uznają, że zagrożenie wcale nie jest takie duże, jak się mówi, zakładają, że im nic złego się nie stanie. I idąc za swoimi potrzebami, są gotowe robić to, na co mają ochotę, a nawet złamać narzucone nam zasady związane z zachowaniem bezpieczeństwa.

I pójść na imprezę lub do fryzjera w kwietniu, gdy było to jeszcze nielegalne?
Tak, ta wewnętrzna stymulacja jest aż tak silna. Z drugiej strony jest wiele osób, które przestrzegają reguł, mają wyższy poziom lęku, niepokoju związanego z zakażeniem się, kontaktem z innymi. Wybierają pozostanie w domach. Na to, do której grupy będziemy należeć, wpływ ma nasz sposób radzenia sobie ze stresem, przeżyte trudne doświadczenia i traumy. Natężenie lęku może być bardzo różne, co człowiek – to inny przypadek.

Czytaj też:

  • depresja
  • koronawirus w Polsce
  • psychologia
  • Reklama