Do tej części lasu, która została wycięta, już nie chodzę, za dużo nerwów mnie to kosztuje – mówi Ewa Breymayer z podwarszawskiej Radości. – Jak zwierzęta przemieszczamy się, żeby znaleźć jakieś ładniejsze nienaruszone kawałki. Nie te cherlawe nasadzenia, które prawdziwym lasem staną się za kilkadziesiąt lat.
Napisała do „Gazety Wyborczej” w obronie zielonych płuc Warszawy, czyli Mazowieckiego Parku Krajobrazowego. Pisała o smogu, który dusi stolicę, o szpitalach, w których ze względu na trujące powietrze nie wolno otwierać okien i o swojej bezradności. Odezwało się Nadleśnictwo Celestynów: „wycinka odbywa się w lesie gospodarczym, który osiągnął już wiek dojrzałości rębnej, i prowadzona jest zgodnie z Planem Urządzenia Lasu sporządzanym na 10 lat”. Za to w miejscu wyciętego lasu wkrótce pojawi się 30 tys. nowych sadzonek – zapewniono.
Urządzeni
Plan urządzenia lasu (PUL) to termin do zapamiętania. Oznacza obszerny, skomplikowany dokument określający na dekadę całokształt działań w danym nadleśnictwie, w tym wycinki drzew i nasadzenia. PUL to także tarcza, którą leśnicy zasłaniają się przed natrętami, gdy ci próbują jakiś fragment lasu ocalić. A próbują coraz częściej. Dlaczego? Dr hab. Marek Giergiczny z Uniwersytetu Warszawskiego, ekonomista od przyrody, wie, w jakim lesie Polacy lubią wypoczywać. Najbardziej podobają się lasy stare, mieszane, z nieregularną granicą. Im więcej gatunków drzew, tym lepiej. I żeby były w różnym wieku. Nie przepadają za lasem jednorodnym – gatunkowo, wiekowo, z regularnymi nasadzeniami. Ślady wycinki lub innych prac leśnych obniżają atrakcyjność. Im ich więcej, im bardziej rzucają się w oczy, tym gorsze zdanie o lesie.
Ponad 80 proc. badanych traktuje go jako miejsce spacerów.