„Tatusiu, lew napadł babcię!”. „Sam napadł – niech się sam broni”. Ten stary i nie najmądrzejszy kawał o teściowej znakomicie opisuje sytuację, w jakiej znalazł się rząd wobec wirusa SARS-CoV-2 w środku lata 2020. Rząd bowiem ma istotny kłopot. I w dużej mierze sam go sobie sprokurował.
Koronawirus. Stało się – się rozsiało
Mechanizmy, które musiały doprowadzić do rozsiewu, były łatwo czytelne i przewidywalne już jakiś czas temu. Nieudolność zarządzania walką z epidemią, wraz z zamierzonym brakiem adekwatnego wsparcia finansowego dla systemu opieki zdrowotnej – to się nie mogło skończyć dobrze. Błędem decydującym stało się jednak wyraźne przedkładanie celów polityczno-wizerunkowych nad rzeczywistą troskę o dobrostan zdrowotny i gospodarczy społeczeństwa. Publikacji na ten temat było dużo, od poważnych analiz uznanych ekspertów do napisanej przeze mnie bajki, więc jeśli ktoś ma ochotę poczytać, to zachęcam.
No i stało się. To znaczy – się rozsiało. Władza się zatroskała i przebąkuje o możliwym przywróceniu restrykcji. Nie wszędzie i nie duże, ale jakieś być może będą.
Zanim zastanowimy się, dlaczego władza tak cichutko o planowanych restrykcjach postękuje, pomyślmy jeszcze raz, króciutko, dlaczego doszło do sytuacji, w której musi brać je pod uwagę. Ku naszej ewentualnej nauce na przyszłość.
Czytaj też: