Z pozoru wygłoszone na konferencji prasowej oświadczenie ministra Dariusza Piontkowskiego jest jasne: „1 września uczniowie spotkają się z nauczycielami w szkołach”. Wiadomo, że dzieci nie będą miały obowiązku chodzenia w maseczkach, ale będą np. musiały dezynfekować ręce, klasy i korytarze mają być regularnie czyszczone. Gdy przyjrzeć się innym szczegółom, jasności już nie ma. Minister chciałby, żeby lekcje odbywały się „w normalny sposób”. Ale dopuszcza też inne warianty – nauczanie zdalne albo hybrydowe. Decydować ma dyrektor po zasięgnięciu opinii kuratora oraz inspektora sanitarnego.
W ten sposób minister pozbył się gorącego kartofla. A dyrektorzy zostali z kłopotem. Z jednej strony szkoła do nauki online przystosowana nie jest, a wielu rodziców nie bardzo może sobie pozwolić na siedzenie z dziećmi w domu. Z drugiej strony pandemia właśnie bije rekordy. Otwarcie szkoły to wzięcie na siebie wielkiej odpowiedzialności za zdrowie dzieci i ich rodzin.
Sławomir Broniarz z ZNP nie ma wątpliwości, że zapowiedź ministra to wielka improwizacja. W podobnym tonie wypowiadają się dyrektorzy wielu szkół: – Nie wyobrażam sobie zachowania dystansu. Doświadczenia z zeszłego roku już raz nam pokazały, że to niemożliwe – przyznaje Piotr Górski dyrektor ZS nr 1 w Białymstoku.
„Skąd dyrektor ma wiedzieć, czy u dziecka nie ma objawów, czy w jego rodzinie nie ma objawów, czy nauczyciele są zdrowi? Ja nie widzę możliwości, aby na obecną chwilę otworzyć szkoły” – zastanawiał się Tomasz Branicki, szef olsztyńskiego ZNP w rozmowie z miejskim portalem olsztyn.com.pl.
Szybciej, lepiej, bez stresu
Wątpliwości jest więcej. Nie wiadomo, jak ma wyglądać nauka zdalna czy hybrydowa. Czy będzie jednolita platforma do zdalnego nauczania?