MATEUSZ WITCZAK: Podczas protestu solidarności w Warszawie mówiłaś, że Margot chciałaby żyć w bardziej „naszej” Polsce. Czyli jakiej?
ŁANIA: Chyba musiałoby jej nie być. Jako kolektyw anarchistyczny jesteśmy antypaństwowe i przeciwgranicowe. Pewnie musiałaby też zniknąć homofobiczna prawica. Dopóki jest – będziemy działać. Stop Bzdurom nie ma żadnych postulatów czy programu. Działamy, bo chcemy, żeby ludzie queer czuli się lepiej. Myślę, że całkiem sporo właśnie osiągnęłyśmy, brakowało nam solidarności, którą w ostatnich tygodniach udało się zbudować. Są z nami nawet te organizacje, które były nam niechętne.
W ubiegłoroczny Tęczowy Piątek postulowałaś, by przebijać homofobom opony. Nie wszystkim się to spodobało.
Wtedy kampania „Stop pedofilii” fundacji Pro-Prawo do Życia, zrównująca homoseksualizm z pedofilią, dopiero się zaczynała. Ludzie uznali, że jeżdżące po Polsce furgonetki z homofobicznymi hasłami to jakiś wybryk, głupotka. A my się szybko zorientowałyśmy, że to bardzo duża sprawa: homofobiczna kampania wspierana przez państwo i policję. Nie wszyscy nam wierzyli, co niektórzy twierdzili, że „dzieciaki robią hałas”.
Ale furgonetki nadal jeżdżą. Przed wyborami wszyscy się zorientowali, że nie jest wesoło, queer stał się tematem numer jeden. W 2019 r. ludzie pisali do nas: „Nie idźcie na zwarcie”, „Robicie nam krecią robotę”, „Robicie nam czarny PR”.