Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Osoby trans w więzieniu. Zaczyna się od złych zaimków

Alfaz Sayed / Unsplash
Osoby transpłciowe są narażone na poniżanie, nie mają dostępu do leków. Często odbywają karę w całkowitej izolacji – mówi Izabela Jąderek, psychoterapeutka i seksuolog kliniczny.

MATEUSZ WITCZAK: Miesiąc temu Anton Ambroziak z OKO.press opowiedział historię transpłciowej Weroniki, która trafiła do zakładu karnego w Siedlcach, gdzie odmówiono jej dostępu do terapii hormonalnej.
IZABELA JĄDEREK: W rozmowie z Antonem Weronika dobrze wspominała zakład w Radomiu, gdzie trafiła wcześniej, bo przeprowadzono tam szkolenie dla kadry więziennej. To szkolenie prowadziłam ja z już nieżyjącą Ulą Werkowską.

Okazało się potrzebne?
Bardzo. A nie ma ich dużo, jeśli są jakiekolwiek. Brakuje ich również w policji; niedawno redaktorka „Codziennika Feministycznego” opisywała zresztą, jak wyglądało zatrzymanie transpłciowej dziewczyny protestującej przeciwko aresztowaniu Margot.

Misgenderowano ją, mówiono o niej „ to”, nazywano „cwelem”. Na komendzie mężczyźni przeszukali ją dwukrotnie, podnieśli jej sukienkę, dotykali miejsc intymnych.
A „cwel” to w języku więziennym ktoś, kto stoi najniżej w hierarchii, na kim wyładowuje się agresję, kto nie zasługuje na bycie człowiekiem. Dzieje się coś niepokojącego społecznie, jeśli zachowania agresywne i mające znamiona molestowania stają się normą, a w dodatku nikt nie zostaje pociągnięty do odpowiedzialności. Kilka lat temu policja podejmowała się regularnych szkoleń antydyskryminacyjnych, funkcjonariusze uczyli się, jak zwracać się do osób transpłciowych. Ale rozmowa o zaimkach jest czymś innym od fundamentalnego szanowania granic osobistych drugiego człowieka.

Więzienia szkoleń nie prowadzą, zakład w Radomiu był jedynym, do którego zaproszono Fundację Trans-Fuzja. Tak się złożyło, że i naczelnik, i pracująca w nim psycholog byli poruszeni sytuacją osoby trans, która pojawiła się w nim przed Weroniką i walczyła o swoje prawa. Chcieli jej pomóc.

O co walczyła?
O to, żeby zwracano się do niej właściwie, żeby mówiono do niej odpowiednim imieniem. Poza tym chciała mieć kobiece ubrania, jakieś kosmetyki. Podstawowe rzeczy, które byłyby zgodne z jej przeżywaną płcią.

W więzieniach nie ma odgórnych procedur związanych z transpłciowością, według mojej wiedzy każdy zakład karny radzi sobie inaczej. W tym przypadku kobieta była zamknięta w oddzielonym od reszty bloku. W dodatku miała trudność z opuszczaniem celi, choć inni więźniowie takich problemów nie mieli.

Czytaj też: Homoseksualizm. Podstawowe definicje

W bloku z innymi więźniami coś by jej zagrażało?
Polska nie prowadzi takich statystyk, ale warto sięgnąć po badania przeprowadzone w 2015 r. przez National Center of Transgender Equality. Z raportu „United States Transgender Survey” jasno wynika, że osoby trans dziesięciokrotnie częściej doświadczają w zakładach karnych przemocy na tle seksualnym. I to zarówno ze strony współwięźniów, jak i – nieco rzadziej – strażników. Są też bardziej narażone na wyśmiewanie i poniżanie, nie mają dostępu do leków lub – jak w Polsce – często odbywają karę w całkowitej izolacji.

Zresztą, co ciekawe, w USA – według danych zebranych przez NBC News ze wszystkich stanów – w zakładach karnych odsiaduje wyroki ok. 5 tys. osób transpłciowych, przy czym raptem 15 z nich jest osadzonych zgodnie ze swoją przeżywaną płcią. Rzekomo izolacja osadzonych ma przeciwdziałać przemocy, ale z drugiej strony zasadniczo szkodzi ich psychice. Resocjalizacja w zakładach karnych ma umożliwić powrót do społeczeństwa, integrować i modelować nowe postawy. Ale to się nie uda bez edukacji i prób łączenia. Chroniczna samotność jest istotnym czynnikiem ryzyka dla zdrowia na wolności, a co dopiero w więzieniu: dodatkowo upokarza, pozbawia nadziei.

Izolacja, dyskryminacja, przemoc w zakładach karnych – powtórzę – to ogromne ryzyko dla zdrowia psychicznego. Mogą wystąpić zaburzenia lękowe, stany depresyjne, próby samookaleczenia, próby samobójcze. Mogą też pojawić się stany dysocjacyjne.

Może powinniśmy otworzyć zakład tylko dla osób trans? Dziesięć lat temu nieopodal Florencji miało powstać takie więzienie, czemu Trans-Fuzja zresztą kibicowała.
Z tego, co się orientuję, nie udało się. Natomiast w Wielkiej Brytanii powstało więzienie dla osób transpłciowych, ale tutaj pojawia się kolejna wątpliwość. Bo oczywiście jest to rozwiązanie lepsze, zapewnia ochronę osobom trans i poczucie przynależności, ale z drugiej strony tworzy się przecież kolejną izolację. Naczelnik więzienia w Radomiu poszukiwał innych osób transpłciowych w polskich więzieniach właśnie po to, żeby tę osadzoną z kimś skontaktować.

Być może dobrze byłoby umożliwić osadzonym osobom transpłciowym możliwość kontaktu z innymi osobami: przenieść osobę do zakładu karnego zgodnie z jej przeżywaną płcią i – obowiązkowo – zapewnić edukację dla wszystkich. Wysiłki naczelnika w Radomiu nie poszły na marne – z czasem do osadzonej zaczęto się zwracać preferowanym imieniem, mówiono dobrymi zaimkami, znaleziono towarzystwo. W dodatku mogła bez przeszkód jeździć do Warszawy na badania, miała dostęp do leków.

Czytaj też: Niebinarność nie jest tak skomplikowana, jak myślimy

Weronice odmówiono terapii hormonalnej, bo kierownik ambulatorium uznał, że hormony „są rakotwórcze”. Czym to się mogło skończyć?
Ona była w szczególnej sytuacji, gdyż – z uwagi na autokastrację – musiała przyjmować hormony, ich nieprzyjmowanie stanowiłoby dla niej zagrożenie życia. Zaprzestanie przyjmowania hormonów bardzo pogarsza stan zdrowia psychicznego. Jeśli moja tożsamość płciowa byłaby męska i zaczęłabym brać męskie hormony, widziałabym, jak moje ciało się zmienia, mój głos się obniża, zatrzymuje mi się miesiączka. I nagle ktoś zabierze mi te leki na miesiące albo lata – wyraźnie zwiększyłby się mój poziom dysforii, czyli cierpienia związanego z tym, że moje ciało nie odpowiada płci przeżywanej. A to furtka dla stanów lękowych, depresji, myśli i prób samobójczych. Tymczasem ryzyko prób samobójczych jest najwyższe właśnie w populacji osób transpłciowych, sięga 40 proc. Badania przeprowadzane m.in. przez Gretę Bauer, Louisa Bayileaa i Stephena Russella wskazują, że nawet tak podstawowa sprawa jak zwracanie się do osoby w preferowanych zaimkach i imieniu zmniejsza o 65 proc. ryzyko prób samobójczych.

Skoro ryzyko jest tak duże, to z czego wynikają wypowiedzi ministra sprawiedliwości i rzecznika policji, którzy – odnosząc się do sprawy zatrzymania Margot – bagatelizowali jej niebinarność, twierdząc, że o jej płci świadczy przecież dowód osobisty?
Przykro tak mówić o słowach ministra, ale to jest bełkot, który świadczy albo o ignorancji, albo o pogardzie, albo o braku edukacji w tym zakresie. Trudno mi jednak uwierzyć, że chodzi o brak wiedzy. Informacji o tym, czym jest płeć i jak się ją określa, jest obecnie bardzo dużo, są rzetelne publikacje naukowe i media, które o tym mówią prostym językiem. Można doczytać albo dopytać psychologów i lekarzy. Rządzący mają do nich dostęp bez problemu.

Natomiast co do rzecznika: przeprowadzałam szkolenia w policji, przeszkoliłam nie dziesiątki, ale setki policjantów. Problem z agresją policji znany jest od lat, to kwestia braku odpowiedniej rekrutacji i właśnie szkoleń. Nie mają procedur, nikt ich nie pilnuje. Powinny istnieć odgórne regulacje, które określałyby, w jaki sposób rozmawiać z osobą transpłciową, w jakiej celi ją przetrzymywać, kto powinien ją przeszukiwać. Kiedyś istniały, ale co się z nimi stało i dlaczego nikt ich nie przestrzega – nie wiadomo.

Czytaj też: Ile mamy płci?

Czy zatrzymana osoba trans w ogóle może, w myśl polskiego prawa, jakoś przeciwstawić się dyskryminacji?
Znam przypadek osoby zatrzymanej, którą policjanci misgenderowali. Zostali zwolnieni ze służby. To daje nadzieję, natomiast mam wrażenie, że przesłanka „godności”, która jest w polskim prawie, dla każdego znaczy trochę co innego. Wymiar sprawiedliwości nie wspiera osób transpłciowych w żaden sposób. Mam tu na myśli nie tylko misgenderowanie, ale przede wszystkim problematyczną zmianę dokumentów. Osoba naprawdę musi wykonać duży wysiłek proceduralny, żeby w ogóle doszło w sądzie do rozprawy.

A mogła znacznie mniejszy, w 2015 r. mieliśmy gotową ustawę o uzgodnieniu płci.
W tym samym roku mieliśmy razem z Wiktorem Dynarskim (wówczas prezesował Fundacji Trans-Fuzja) i Lalką Podobińską konferencję w Sejmie, na której omawialiśmy nowe badania na temat transpłciowości. Wtedy taka możliwość była.

Przygotowanie ustawy, nad którą pracowała m.in. posłanka Anna Grodzka, cały proces legislacyjny... To zajęło lata. Gdy została przyjęta, bardzo się w Trans-Fuzji cieszyliśmy, to było święto. Liczyliśmy, że prezydent ją podpisze, ale była pierwszą, którą Andrzej Duda zawetował. Nie sądzę, żeby w najbliższej przyszłości pojawiły się jakiekolwiek ustawy, które wspierałyby osoby transpłciowe.

Jest natomiast duży potencjał, by im zaszkodzić. Nowe ustawodawstwo węgierskie zabrania obywatelom i obywatelkom zmiany dokumentów, a więc prawnego uzgodnienia płci.
Mam obawy, że Polska zmierza właśnie w tę stronę: do całkowitego zablokowania możliwości jakiejkolwiek korekty płci. Sytuacja na Węgrzech to katastrofa. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić cierpienia osób, które są uwięzione w swoim ciele bez perspektywy zmiany. Jestem przekonana, zapewne wkrótce pojawią się dane naukowe na ten temat, że osoby transpłciowe na Węgrzech będą musiały zostać poddane opiece psychologicznej i psychiatrycznej, bo struktura psychiki może tego napięcia nie wytrzymać, co jest zresztą absolutnie uzasadnioną reakcją na taki stresor zewnętrzny. Nie będę zaskoczona, jeśli spora ich część ucieknie z kraju, by gdziekolwiek indziej móc żyć z godnością.

Czytaj też: Bardzo zła zmiana dla osób homo- i transseksualnych

Skąd to transfobiczne wzmożenie w ostatnich latach? Przecież nawet departament zdrowia w USA pracował do niedawna nad cofnięciem reform Obamy i „ujednoliceniem” definicji płci, co zaowocowało ruchem #WontBeErased.
To dobry sposób na odwrócenie uwagi od zwolnień, recesji i problemów z opieką zdrowotną. Żeby uniknąć odpowiedzialności za kryzys gospodarczy, rządzący znaleźli sposób na przeniesienie lęków społecznych; przekierowują uwagę na i tak dyskryminowaną grupę, twierdzą, że ona jest zagrożeniem. To, niestety, bardzo skuteczny mechanizm manipulacji. Zresztą w podobny sposób podsycano kiedyś lęki wobec Żydów.

Może dałoby się na ten mechanizm uodpornić, gdyby o transpłciowości uczyć nie policjantów i służbę więzienną, ale dzieci. Trans-Fuzja przygotowała raport „Transpłciowa młodzież w polskiej szkole”, z którego wynika, że nauczyciele nie dysponują wiedzą na temat transpłciowości, nie wiedzą, skąd taką wiedzę czerpać, mają problem z zapewnieniem transpłciowej młodzieży bezpieczeństwa.
Warsztatów dla dzieci i młodzieży, ale również dla kadry pedagogicznej, jest nadal niewiele. A jeśli jakiekolwiek są – to wynikają z dobrej woli dyrekcji. Na szczęście coraz więcej osób indywidualnie się szkoli. Jeśli chodzi o dzieci i młodzież, bardzo istotne jest przekazywanie im wiedzy o różnorodności od najmłodszych lat. Edukowanie – jak mówił Arystoteles – na poziomie serca, a nie tylko wiedzy.

Już u pięciolatków, sześciolatków zaczynają się wyostrzać negatywne postawy wobec inności. To się, niestety, bierze z domu. Moment, gdy dziecko idzie do szkoły, jest idealny, by wprowadzać lekcje antydyskryminacyjne. Ale nie raz na trzy miesiące, tylko regularnie. Wtedy jest szansa, że jak taki dzieciak podrośnie, to nie będzie mieć negatywnego nastawienia do innych osób, niekoniecznie nawet transpłciowych.

Nastolatki LGBT do Dudy: Nie chcemy na ulicy bać się o życie

Dam przykład. W jednej ze szkół w małej miejscowości był uczeń transpłciowy. Gdy dowiedział się o nim dyrektor, zorganizował we wszystkich klasach zajęcia dotyczące transpłciowości. Organizował je później regularnie. Gdy przyszłam, by opowiedzieć młodzieży o transpłciowości, odparły: „My już wszystko wiemy” (śmiech). I faktycznie wiedziały.

Po jakimś czasie wróciłam. Przygotowywałam wywiady do badania, rozmawiałam zarówno z rodzicami tego ucznia, jak i dyrektorem. Wszyscy powiedzieli, że ten chłopak, już wtedy dorosły nastolatek, nie doświadczył przemocy ani agresji. Bo dyrektor w porę reagował na każdy przejaw niechęci. Rodzice opowiedzieli, że kiedy ich syn miał osiemnastkę, na którą zaprosił kolegów i koleżanki, wszyscy się z nim bawili. Miał w klasie wspierających przyjaciół, których zresztą poznałam. Otrzymał akceptację i poczucie przynależności. A przecież o to chodzi każdemu z nas.

Czytaj też: Dlaczego LGBT budzi tyle emocji

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną