Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Trwają protesty przeciw Czarnkowi. PiS się cofnie?

Pikieta przeciwko Przemysławowi Czarnkowi w roli ministra edukacji Pikieta przeciwko Przemysławowi Czarnkowi w roli ministra edukacji Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Choć powołanie Przemysława Czarnka na szefa MEN ze względu na zakażenie koronawirusem się odwlecze, to – niestety w tym przypadku – zapewne nie uciecze.

Temperatura wokół planowanego powołania na ministra edukacji narodowej i nauki Przemysława Czarnka nie spada. Wczoraj przed budynkiem resortu protestowało kilkuset uczniów, rodziców i nauczycieli, oburzonych pomysłem przekazania nadzoru nad szkołami i uczelniami politykowi znanemu z wypowiedzi nie tylko nienawistnych wobec kobiet i osób LGBT, ale i sprzecznych z nauką – jak ta, że homoseksualność jest główną przyczyną pedofilii (w Kościele).

Jako kolejną odsłonę protestu część środowisk uczniowskich i nauczycielskich zaplanowała na dziś czarny poniedziałek, czyli założenie do szkoły czarnych ubrań. Protesty przeciwko nominacji Czarnka oprócz Warszawy odbyły się lub odbędą w Gnieźnie, Poznaniu, Toruniu, Krakowie.

Czarnek wkrótce złagodnieje?

Według weekendowych doniesień „Rzeczpospolitej” władze PiS nie do końca były świadome poglądów i, jak pisze gazeta, „bardzo ostrych” stwierdzeń Czarnka dotyczących np. rodziny czy spraw światopoglądowych. „Niektórzy mówią nam wprost, że ta nominacja nie została dobrze »sprawdzona« przez Nowogrodzką” – pisał dziennik, dodając, że według wysokiej rangi polityków PiS z chwilą objęcia resortu Czarnek ma stać się dużo mniej wyrazisty i kontrowersyjny.

Czy się na to zanosi? W wywiadach udzielonych w ostatnich dniach, już w perspektywie powołania, przyszły szef MEN przedstawia dość pokrętny wywód. Nie zamierza nikogo atakować, a tylko bronić przed atakami szkół, uczelni, a także polskich rodzin i chrześcijańskiej moralności. „Spokojnie. Nie lękajcie. Wszystko, co będę robił, będzie bazowało wyłącznie na prawie i będzie w granicach obowiązującego porządku prawnego” – mówił w sobotę PAP, zapewne nieprzypadkowo parafrazując słowa Jana Pawła II.

Reklama